xxxxxxxx
Fajny stadion, nie? – zapytał mnie czeski znajomy. To było pod koniec lat 90. Obiekt Sparty Praga, niedawno gruntownie zmodernizowany, budził naszą zazdrość. Cztery dwupoziomowe trybuny, wyrastające
zaraz za liniami bocznymi i końcowymi. W Polsce wtedy taką dwupoziomową mieliśmy chyba tylko jedną – w Mielcu. W dodatku pojawiły się na niej krzaki. W tym samym czasie w Krakowie, na obiekcie Wisły, za jedną z bramek straszyło coś, co wyglądało na podróbkę Bramy Brandenburskiej.
Kilkanaście lat później Warszawę odwiedził redaktor naczelny czeskiego „Sportu" Lukaą Tomek. Ze swoim zastępcą weszli na murawę stadionu Legii. Cmokali, oglądali, z podziwem kręcili głowami. – Ale tu musi być superatmosfera! – mówili. Dziś prawie wszyscy Czesi, którzy interesują się futbolem, przyznają, że organizacyjnie polska ekstraklasa bije ich ligę na głowę.
– Chciałem zmienić pracodawcę, bo w Pradze od kilku miesięcy mi nie płacili. Zresztą, gdy koledzy dowiedzieli się, że mogę przejść do polskiego klubu, od razu poprosili mnie, żebym skontaktował ich z moim menedżerem – dodaje Słodowy. Nie ma się czemu dziwić, bo w porównaniu z Polską w czeskich zespołach pieniądze są nieporównywalnie mniejsze. Zawodnik może czuć się szczęśliwy, jeśli ma kontrakt na poziomie kilkunastu tysięcy euro rocznie. W klubach z dołu tabeli piłkarze dostają po kilkaset euro miesięcznie.
Oczywiście nie dotyczy to Sparty Praga, klubu absolutnie wyjątkowego. Jej budżet jest dwa razy większy niż drugiego najbogatszego zespołu czeskiego. W dziesiątce najlepiej zarabiających zawodników ligi jest aż ośmiu przedstawicieli Sparty. To – oraz sukcesy (11 tytułów mistrzowskich w 18 sezonach rozegranych od podziału Czechosłowacji, czyli 1993 roku) – powoduje, że praska drużyna jak żaden inny klub działa na
wyobraźnię Czechów. Ostatni tego przykład oglądaliśmy w grudniu. Czeskie gazety dzień w dzień na pierwszych stronach rozpisywały się o rewolucji na Letnej (przy tej ulicy znajduje się stadion Sparty). Zdymisjonowany został cały sztab szkoleniowy z, wydawałoby się nietykalnym, menedżerem
Jozefem Chovancem. Zastąpiono go Jaroslavem Hrebikiem (pensja ok. 12 tys. euro miesięcznie), ostatnio pracującym z juniorskimi drużynami narodowymi.
Zmiany dokonano, choć po rundzie jesiennej Sparta prowadzi w tabeli z przewagą sześciu punktów nad Slovanem Liberec. Zarząd klubu uznał, że jest to potrzebne, aby w sierpniu bić się o Ligę Mistrzów. Dla Sparty kolekcjonowanie krajowych tytułów to za mało. I w czasie, gdy sytuacja w klubie była rozbierana na czynniki pierwsze, do VfL Wolfsburg przechodził z Viktorii Pilzno Petr Jiracek. Za ponad 4 mln euro.
od podpisania umowy w Pilźnie. Nic z tego nie wyszło, bo wiosną nie mógłby grać w 1/16 fi nału Ligi Europy z Schalke 04 Gelsenkirchen. Ostatecznie jedna z barwniejszych postaci czeskiego futbolu wylądowała w Dynamie Czeskie Budziejowice, którego współwłaścicielem jest bohater EURO 1996 Karel Poborsky.
– Sprowadzenie Repki to prezent dla naszych kibiców – menedżer Dynama Jiri Kotrba nie ukrywał, że przy angażowaniu doświadczonego obrońcy argumenty czysto piłkarskie zeszły na drugi plan.
Stadiony niepotrzebne
Zyski byłyby większe, gdyby Viktoria mogła podejmować europejskich rywali na własnym stadionie. To jednak nie było możliwe. Nie zdążono z remontem i kibice z Pilzna musieli jeździć do Pragi na nowy, oddany w 2008 roku do użytku 21-tysięczny obiekt Slavii. Zresztą stadiony to kolejny problem czeskiej piłki. Ich modernizowanie idzie bardzo powoli. Rzadko powstają nowe (w tym roku zbudowany będzie prawdopodobnie tylko jeden, 12-tysięczny w Hradcu Kralove). Jest już przesądzone, że po bieżącym sezonie piłkarze Banika Ostrawa będą musieli opuścić rozpadający się stadion na Bazalach. Plan zakładał postawienie nowej areny, ale zabrakło pieniędzy. W efekcie jeden z najpopularniejszych w Czechach klubów grać będzie w Witkowicach (dzielnica Ostrawy).
Ale niedostatek stadionów nie jest dla Czechów dramatem narodowym. Tak samo jak brak jednego, dużego centralnego obiektu, na którym występować mogłaby reprezentacja. – W tej chwili stadiony Sparty i Slavii zupełnie nam wystarczają. Większy obiekt nie jest potrzebny. Przecież nawet przy okazji meczu barażowego o wejście do EURO 2012 trybuny na Letnej nie wypełniły się do końca. Kompletu nie przyciągnęła też Hiszpania – wyjaśnia Radek Bejbl, pomocnik wicemistrzów Europy z 1996 roku.
Inna sprawa, że wśród Czechów, którzy nie interesują się piłką, panuje przekonanie, że stadiony to miejsce dla chuliganów (kultowy za naszą południową granicą film „Proč" o kibicach Sparty niewiele stracił na aktualności). Wzrosło ono w ostatnim roku, gdy doszło do kilkunastu burd z udziałem kiboli. W półfinale Pucharu Czech pseudokibice Slavii wtargnęli na murawę, gdy ich klub przegrał z Sigmą Ołomuniec. Niektórzy z nich bili się z policją broniącą dostępu do pomieszczeń klubowych. Dramatyczniejsze wydarzenia towarzyszyły finałowi. W Jihlavie najpierw Mlada Boleslav pokonała w karnych Sigmę, potem chuligani urządzili między sobą na boisku regularną bitwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz