Tekst o Viktorii Pilzno, która dała kadrze Czech na EURO 2012 jedną czwartą piłkarzy. Opublikowany w "PS".
xxxxxxx
Kibice naszych trzecich rywali w grupie EURO 2012
dziękują Pilznu nie tylko za znane w całym świecie piwo i bramkarza
Petra Cecha, ale również za klub Viktoria Pilzno.
Frantisek
Rajtoral, David Limbersky, Vladimir Darida, Daniel Kolar, Milan
Petrżela, Vaclav Pilar – w reprezentacji Czech jest aż sześciu piłkarzy,
którzy w rundzie wiosennej grali w Viktorii Pilzno. Stanowią oni jedną
czwartą reprezentacji Michala Bilka. Proporcje byłyby większe, gdyby
wziąć pod uwagę dwóch innych kadrowiczów: Petra Jiracka i Jana Rezeka.
Pierwszy z nich grał w Pilźnie jeszcze jesienią, drugi w ubiegłym
sezonie. – Tak, gdyby nie Viktoria, Czechów prawdopodobnie zabrakłoby w
EURO 2012 – uważa Verner Licka, czeski trener, znany w Polsce z pracy
między innymi w Polonii Warszawa i Wiśle Kraków.
Pod kierunkiem Vernera
Żeby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do eliminacji mistrzostw
Europy. Nasi południowi sąsiedzi zaczęli je fatalnie, od porażki 0:1 na
własnym stadionie z Litwą. W meczu nie wystąpił jeszcze ani jeden
zawodnik Viktorii, mimo że ta już robiła furorę w Gambrinus Lidze. Sezon
zespół z Pilzna zakończył jako mistrz Czech i selekcjoner kadry Bilek
nie miał już wyjścia. Pierwsze powołania dostali Jiracek, Pilar, inni do
kadry wrócili po długiej przerwie.
Te ruchy Bilkowi się opłaciły. Czesi w grupie zajęli drugie miejsce
za Hiszpanią i o EURO 2012 grali z Czarnogórą. Pokonali ją 2:0 i 1:0.
Dwa z trzech goli strzelili zawodnicy Viktorii, którzy dopiero co
cieszyli się grą w Lidze Mistrzów. W Czechach nikt nie ma wątpliwości,
że nie byłoby tych sukcesów, gdyby nie Pavel Vrba, 48-letni
szkoleniowiec. Dziś Vrba często przypomina, że jako trener najwięcej
zawdzięcza Liczce.
– Pavla poznałem w 1996 roku, gdy wracałem do Banika Ostrawa. Właśnie
wtedy startowaliśmy z projektem, aby stawiać na pracę z młodzieżą, żeby
szkolić już sześciolatków – wspomina Lička. – Pavel, były piłkarz
Banika, ćwiczył właśnie z takimi maluchami. Szybko został moim
asystentem. Potem opuściłem już Ostrawę, ale on został i pomagał innym
pierwszym szkoleniowcom. Od razu zobaczyłem, że jest wielkim pasjonatem
piłki, że futbol dla niego to całe życie.
Skromnie i tanioVrba, mimo świetnych wyników osiągniętych w ostatnich latach,
wiele się nie zmienił. Przykład? Kilka miesięcy temu w Pradze drugi raz z
rzędu odbierał nagrodę dla najlepszego czeskiego trenera roku. W
szatni, jeszcze przed ceremonią, dobrych kilka minut żona i córka
pomagały zawiązać mu krawat, poprawiały kołnierzyk. Gdy Vrba zobaczył,
że przygląda mu się kilka osób, puścił oko i powiedział: – Źle się
czuję, gdy mam występować publicznie.
– Pavel zasłużył na te nagrody. Sukcesy Viktorii to efekt jego
trzy i pół letniej pracy tutaj – ocenia Tomaą Paclik, właściciel klubu z
Pilzna. Przypomina przy tym, że Vrba nie mógł liczyć na tak komfortowe
warunki pracy, jakie mają zapewnione trenerzy na przykład Sparty Praga. –
Nasz budżet to zaledwie 4 miliony euro. Porównując się ze Spartą,
możemy powiedzieć, że jesteśmy prowincjonalnym klubem – dodaje Paclik.
Pensje
piłkarzy też nie rzucają na kolana. – Średnia płaca u nas w klubie to
miesięcznie około 4 tysiące euro plus bonusy. Niewielu jest takich,
którzy zarabiają więcej – tłumaczy szef Viktorii.
Gra „na tak"
– Pavlovi udało się stworzyć bardzo dobry zespół z piłkarzy
niechcianych w innych drużynach, głównie w Sparcie Praga. Choć dodam, że
jest też kilku zawodników z Ostrawy. Od początku postawił na ofensywę,
jego zespół ma grać do przodu. Dlatego na bokach obrony występują u
niego Frantisek Rajtoral i David Limbersky, którzy wcześniej byli
pomocnikami. Teraz podobnie jest w reprezentacji – wyjaśnia Licka.
Gra
„na tak" była szczególnie widoczna w mistrzowskim sezonie 2010/11.
Viktoria sięgnęła po tytuł zdobywając 70 goli w 30 meczach. Tak
bramkostrzelnego mistrza Czesi nie mieli od 10 lat.
O Vrbę od dawna pytają bogatsze kluby. Paclik potwierdza, że
interesowały się nim Wisła Kraków i Legia Warszawa. Był przymierzany do
prowadzenia reprezentacji Słowacji. – Ma z nami ważny kontrakt i cieszę
się, że chce go wypełnić. Czy nie boję się, że w przypadku sukcesu
naszej kadry podczas EURO 2012, moi piłkarze odejdą stąd? Cóż, taki jest
futbol. Ale wszystkich nie sprzedamy – deklaruje Paclik.
Ostatnio Bilek dostał jeszcze jeden powód, by być wdzięcznym Vrbie.
Selekcjoner naszych trzecich rywali w grupie EURO lada dzień ma
przedłużyć umowę z czeską federacją. – Papiery są gotowe, brakuje tylko
podpisu Michala. Chcemy go zatrzymać m.in. dlatego, że postawił na
zawodników z naszej ligi – mówił w sobotę szef czeskiej federacji
Miroslav Pelta. – Dlatego Viktoria jest szczęściem dla Bilka. Słabsze
wyniki w ostatnich latach wynikały właśnie z tego, że było za dużo
zmanierowanych piłkarzy z lig zagranicznych. Pavel dostarczył Bilkowi
graczy z kraju – zauważa Licka.