Tekst napisany w styczniu 2010 roku przy okazji wydania biografii Tomasa Repki.
xxxxxxxx
Jestem blikanec. Wymyśliłem to słowo. "Blik" znaczy
błysk, impuls. I mnie co jakiś czas w głowie coś bliknie. A do tego
rymuje się z "opilec", czyli pijak - mówi o sobie Tomas Repka,
największy piłkarski skandalista na wschód od Łaby.
Radosław Majdan chwalił się tatuażami, pozował z Dodą, Tomasz Hajto
zbierał żółte kartki i słynął z tego, że mówi, co myśli, ale nie myśli,
co mówi. Marek Citko otwarcie opowiadał, jak w początkach kariery
biegał po imprezach i hulał w kasynach. Jeszcze paru innych naszych graczynie było aniołkami. Ale takimi mogą się wydawać przy Tomasu Repce.
- Pewnie było u was wielu piłkarzy, którzy balowali, a ich życie
to materiał na książkę. U nas też. Ale dziś, gdy są kolorowe
czasopisma, bulwarówki, internet nikt w Czechach nie jest tak
obserwowany jak Tomaą - mówi Karel Felt z dziennika „Pravo". To przed
nim Repka się otworzył. Kilka miesięcy temu Felt włączył dyktafon i
nagrał kilkadziesiąt godzin opowieści stopera Sparty Praga. Wyszła z
tego autobiografia. Tytuł „Rebel" (buntownik) podsunął sam Řepka w 2005
roku, gdy grał w West Ham United. Wtedy w Anglii postanowił, że kiedyś
wyda książkę o swojej karierze i życiu. Zielone światło biografowi dał w
ubiegłym roku.
Chrzciny „Buntownika"
Premiera odbyła się w połowie stycznia w Pradze. Pierwszego dnia w
restauracji Como przy Vaclavske Namesti Repka podpisał prawie trzysta
książek, drugiego w centrum handlowym Arkady na południu stolicy - ponad
pół tysiąca. Sprzedaż „Buntownika" idzie lepiej niż pamiętników byłego
premiera Miloąa Zemana, który opisał kulisy czeskiej polityki. W sumie
rozeszło się już 140 tysięcy egzemplarzy. W ostatnich latach lepszą
sprzedaż miały tylko przygody Harry'ego Pottera.
Czesi są narodem bardzo ułożonym. Chłop ma wrócić z fabryki do domu,
zjeść knedlika ze svickovą, czyli sosem zrobionym głównie na bazie
marchewki. Wieczorem może pójść do gospody i napić się piwa. Koniecznie
cepovanego, a więc lanego z beczki. Nie ma wyjątków. Piłkarz ma grać,
dziennikarz pisać, sprzedawca sprzedawać. Mało kto się wychyla, a jak
już ktoś się odważy, to Czechów ogarnia szaleństwo. Plotkują, obgadują,
podglądają. A Repkę znają wszyscy. Zagorzali kibole Sparty znani z
kultowego filmu lat 80. „Proc?", a także kibice wybitnie niedzielni i
kanapowi. Jedni powiedzą, że Repka to najtwardszy, a może i najlepszy
obrońca w historii czeskiego futbolu, inni, że to ten wytatuowany
potwór, który bije kamerzystów, pluje na rywal i i rozbija się po
mieście Ferrari albo Mercedesem McLarenem.
- Połowa Czechów go
kocha, druga połowa nienawidzi. Nikomu nie jest obojętny - twierdzi
Michal Petrak z dziennika „Sport". - A ja się w ogóle tym nie przejmuję.
Nie będę udawał, grał kogoś innego, niż jestem - wyjaśnia Repka. Okazję
do rozmowy mamy na chrzcie książki w Pradze. Autor książki, wydawca i
inne osoby, które przyczyniły się do jej powstania, symbolicznie
polewają dzieło wódką i wychylają kieliszek. Za lepszą sprzedaż.
W
pierwszej części imprezy widać, że Řepka czuje się nieswojo. Odpowiada
na pytania dziennikarzy, bo musi. Kilka zdań i wystarczy. Gdy może,
odsyła do rzecznika Sparty Ondřeja Kasika. Rozmawiając, masuje się po
karku, ucieka oczami. Pytam go o kontakty z polską piłką. W książce
wspomina jeden ze swoich pierwszych meczów w europejskich pucharach.
Jako zawodnik Banika Ostrawa zmierzył się z Galatasaray Stambuł.
Podkreślił, że miał okazję grać przeciwko „wybitnemu reprezentantowi
Polski Romanowi Koseckiemu". - Tylko Kosecki, ktoś jeszcze? - pytam. -
Tylko - krótko odpowiada. - A kto był twoim najtwardszym rywalem? -
próbuję zagadnąć. - Kosecki - rzuca Řepka. Już wiem, że nie ma sensu
ciągnąć rozmowy. W drugiej części imprezy, mniej oficjalnej, „ rebel"
się rozluźnia. Na tarasie, gdzie można palić, sam podchodzi. -
Przepraszam za zdawkowe odpowiedzi. Naprawdę niewiele wiem o polskiej
piłce. Wymienię Koseckiego, może paru innych piłkarzy. Mecze? Ten z
Lechem Poznań w ubiegłym roku o Ligę Mistrzów. To wszystko - mówi.
Wojownik z fajką Pali przy tym jak smok. Czerwone Marlboro. Ze dwie paczki dziennie. Co z tego, że w salce obok jest Jozef Chovanec,
generalny menedżer Sparty, jego były trener, którego nazywa „papa". W
książce co chwila pada zdanie „papa Chovanec to...", „papa Chovanec
tamto...". Řepka przyznaje, że palenie to zły nałóg, ale go lubi. Jedną
paczkę papierosów ma w kieszeni spodni, drugą w podręcznej saszetce z
dokumentami i kluczami. Na chrzcie książki licytowana ma być karykatura
Řepki. - Tomaą, gdzie jesteś? Chodź już - ktoś krzyczy. Tomaąa nie ma,
bo jeszcze łapczywie zaciąga się na tarasie. Prawie w biegu gasi i
wskakuje na scenę. Licytacja stanęła na 50 tys. koron (jedna czeska
korona to ok. 15 groszy - przyp. red.). Tyle dał Pavel Paska, menedżer
Repki. Przebił spartański kwartet: Libor Sionko, Marek Matĕjovsky,
Erich Brabec, Jaromir Blaµek. Obecny był jeszcze Wilfried Bony, ale on
nie licytował.
- Nic dziwnego, że właśnie tych piłkarzy zaprosił
Tomaą. Z nimi trzyma się najbliżej. Choć trzeba raczej mówić o
koleżeńskich układach. Jeśli o przyjaźni, to może z Sionką - tłumaczy
Felt. Z pomocnikiem Sparty Řepka poznał się na początku kariery w Baniku
Ostrawa. Razem grali w reprezentacji. Sionko: „Czy Tomaą jest moim
przyjacielem? Nazwę go raczej dobrym kumplem". Faktem jest jednak, że to
ze sobą najczęściej rozmawiają, w sezonie podwożą na treningi. A na
boisku... - Tomaą to prawdziwy wojownik, najlepszy obrońca. Dobrze go
mieć za plecami - mówi Sionko. Podobnie uważają trenerzy.
Repka w
drużynie to skarb: trzyma kolegów w ryzach, charyzmą odstrasza rywali,
nogi nigdy nie cofnie. - Mimo 37 lat to wciąż najlepszy obrońca
Gambrinus Ligi - mówi Verner Lička, dziś menedżer Banika Ostrawa, kiedyś
trener tego zespołu i w tamtym czasie szkoleniowiec Řepki.
-
Zagrałem przeciw niemu latem, raptem kilka minut. Ale zdążyłem zauważyć,
że to wyborny piłkarz. Jak się ustawia, jak kryje - nie może się
nachwalić Radek Szmek, napastnik 1. FC Slovacko. Sparta z jego drużyną
zmierzyła się w 2. kolejce, tuż przed pierwszym meczem z Lechem. Wygrała
2:1. Ot, takie zwykłe ligowe starcie. Ale nie. Było o nim głośno, bo na
murawie Řepka zmienił się w „blikanca". - Pilnował naszego atakującego
Ladislava Voleąaka. Mieli kilka spięć. W pewnej chwili, gdy piłka była
daleko, Ladislav lekko kopnął Řepkę. Prażanin nie mógł tego tak
zostawić. Podbiegł do Ladislava i go opluł. Řepka może sfaulować bez
piłki, ale jego już nie można - relacjonuje Szmek. Pech piłkarza Sparty
polegał na tym, że Voleąak opowiedział o wszystkim dziennikarzom, a
zapis telewizyjny nie zostawił wątpliwości. Komisja dyscyplinarna
orzekła dwa mecze zawieszenia.
Trzy miliony na kary „Blikanców" Repka w karierze miał mnóstwo, przełożyły się one w sumie na 19 czerwonych kartek. Oto kilka najgłośniejszych:
2008 rok. Trzy kolejki do końca sezonu. Sparta gra u siebie z Brnem. W
drugiej minucie rywale mają aut, ale piłkę trzyma Repka. Rzuca ją w
twarz zawodnikowi Brna. Czerwona kartka, a od klubu dodatkowo 200 tys.
koron kary. Sparta przegrywa ten mecz, a tytuł zdobywa Slavia Praga.
Piłkarzom z Letnej zabrakło trzech punktów.
2007 rok. Sparta gra
wyjazdowy mecz z Teplicami. Przegrywa 1:2. Już po 90. minucie sędzia
odsyła na trybuny Michala Bilka, trenera prażan, i wtedy w Repkę
wstępuje demon. Łokciami rozpycha wszystkich jak leci przy linii
bocznej. W końcu dostaje czerwoną kartkę, a gdy schodzi do tunelu,
uderza kamerzystę. Za karę nie zagrał w siedmiu meczach, musiał zapłacić
150 tys. koron i na półtora roku stracił opaskę kapitana.
2006 rok. Mecz z Teplicami. Trybuny buczą i obrażają Řepkę. Ten pluje w kierunku kibiców. Kara: 80 tys. koron.
2006 rok. Sparta gra w Jihlavie. Trener rywali Karl Večer coś krzyczy, a
Řepka mu odpowiada, że jest kretynem. Czeska federacja wlepia mu 50
tys. koron kary.
Stoper z Letnej podliczył, że w karierze
zapłacił 3 mln koron (ok. 450 tys. zł) różnych kar. Miał z czego. Teraz
ponoć dostaje ok. 10 mln koron rocznie. Tyle będzie zarabiał też w
następnym sezonie, właśnie przedłużył kontrakt. Ma w nim zapisane, że
jeśli wystąpi w 20 meczach sezonu, umowa staje się ważna na kolejny rok.
Jest najlepiej opłacanym piłkarzem w Czechach.
Bił kogo popadnie
Ale Repka miał „blikanca", którego nie da przeliczyć na żadne
pieniądze. Był krok od wyjazdu na EURO 1996 do Anglii, gdzie Czesi
sensacyjnie zajęli drugie miejsce. Wiosną Duąan Uhrin wysłał mu
powołanie, Repka dostał nawet komplet strojów z numerem 13, pozował w
nich do zdjęć. W marcu miał jeszcze zagrać na Strachovie, swego czasu
największym stadionie Europy (pojemność 250 tys. ludzi) w eliminacjach
młodzieżowych mistrzostw Starego Kontynentu z Hiszpanią. Po przerwie
wyciął wschodzącą gwiazdę Realu Madryt Raula. UEFA zawiesiła go na dwa
mecze. Kara obowiązywać miała w oficjalnych spotkaniach. Tak EURO 1996
przeszło mu koło nosa. - Gdybym wiedział, że te kartki wliczają się do
seniorskiej piłki, odstawiłbym nogę - mówi dziś Repka. Umiałby. Gdy
trzeba, potrafi trzymać nerwy na wodzy. - W 1993 czy 1994 roku
pojechaliśmy z Banikiem na obóz w Alpy francuskie. Graliśmy sparing z
Gueugnon. Obrońca rywali sfaulował jednego z naszych. Tomaą przebiegł z
80 metrów i bił kogo popadnie. Daliśmy mu 15 tys. koron kary, ale
powiedzieliśmy, że nie zapłaci, jeśli w sezonie będzie miał mniej niż
trzy żółte kartki. Dostał chyba jedną - opowiada Lička.
Właśnie
od czerwonej kartki datuje się jego niechęć do dziennikarzy. - W 2001
roku nasza reprezentacja poległa w eliminacjach mistrzostw świata w
barażach z Belgią. Pierwszy mecz przegraliśmy na wyjeździe 0:1, a Řepka
dostał czerwoną kartkę za uderzenie łokciem Barta Goora. W rewanżu też
była porażka 0:1 i z Tomaąa zrobiono kozła ofiarnego. Nikt nie zwracał
uwagi, że w drugim spotkaniu z boiska wylecieli Pavel Nedvĕd i Milan
Baroą - opowiada Felt.
Po tych spotkaniach Řepka już nie wrócił
do reprezentacji, kontakty z mediami ograniczył do minimum. Ku rozpaczy
redaktorów, bo nic tak dobrze się nie sprzeda, jak „rebel" na okładce. W
ubiegłym roku z pomocą przyszła im Vladka Erbova, modelka i celebrytka.
Řepkę poznała podczas sesji fotograficznej przy sportowych samochodach.
Tak mu zakręciła w głowie, że rzucił dla niej żonę Renatę, którą poznał
jeszcze w Ostrawie.
Zaczeka na syna Erbova
lubi być w centrum wydarzeń i żeby o niej pisano. Z byle sprawą sama
dzwoni do dziennikarzy. A to że gdzieś idzie na zakupy, a to że na
mieście będzie z Tomaąem, albo że policja odholowuje jej „bavoraka",
czyli beemkę, jak Czesi mówią na BWM. Białe terenowe X5 kupił jej Řepka.
Na chrzcie też skradła mu show. Nagle wpadła na scenę i poprosiła mamę
Tomaąa. - Przyniosłam kwiaty dla kobiety, bez której nie byłoby Tomaąa i
tej miłości - powiedziała. Dziewczyny piszczały. Dosłownie, bo obecnych
było kilka koleżanek Erbovej. Tylko Řepka wyglądał na zmieszanego całą
sytuacją. Chyba najchętniej by uciekł.
- Bo to nie jest jego
świat. Wie, że musi w nim uczestniczyć, jest profesjonalistą. Najlepiej
jednak czuje się na boisku, w szatni - tłumaczy Felt.
Lička: - On
z domu, małej wsi, wyjechał już jako 14-latek. Mieszkał w internacie,
wydoroślał szybciej niż jego rówieśnicy. Często przychodził do mnie z
osobistymi problemami, pytał o radę. Wiedziałem, że dla niego liczy się
tylko piłka.
- Długo jeszcze będziesz grał? Sparta podpisała
właśnie kontrakt z Tomaąem Zapotočnym, środkowym obrońcą. Może zabraknąć
dla ciebie miejsca - pytam Řepkę.
- Nie wiem, jestem zdrowy, nic
mi nie dolega. Chciałbym jak najdłużej, w Sparcie. Najlepiej tak długo,
żeby wystąpić razem z moim synem Tommasem. Trenuje w Sparcie, papa
Chovanec obiecał, że jak będzie miał 16 lat, to włączy go do pierwszej
drużyny. To tylko sześć lat - odpowiada ze śmiechem. I poważnie dodaje: -
Nie wyobrażam sobie życia po zakończeniu kariery.
Tomaą Řepka o...
» KARACH
W sumie zapłaciłem jakieś 3 mln koron. Pierwszą karę dostałem w 1992
roku w Ostrawie za czerwoną kartke - 10 tys. koron. Najwięcej
zapłaciłem w West Hamie, zabrano mi dwie tygodniówki, w przeliczeniu
jakieś 2 mln koron.
» TATUAŻACH Robię
takie, jakich nikt nie ma. One są moje. Na prawej nodze jest symbol
dobra i zła, na lewej spartański wojownik. Na lewej ręce scena z filmu
„300" o bitwie Spartan z Persami, jest też napis ACS, czyli AC Sparta.
On jest najbardziej widoczny. Na karku mam datę moich urodzin 2.1.1974. Z
boku numer 2, który noszę na koszulce. Na prawej ręce inicjały moich
dzieci Veroniki oraz Tommasa i daty ich narodzin.
» SAMOCHODACH
Najpierw miałem ©kodę Favorit Silverline, potem Opla Calibrę i Peugeota
405. Kiepskie miały przyspieszenie. Po przejściu do Fiorentiny spełnił
się mój sen o Porsche 928 S4. Po roku dostałem Ferrari F355 Cabrio.
Jeździłem także Ferrari 430 GT, Lamborghini Murcielago LP 640, Ferrari
575 Maranello. W Anglii poruszałem się Bentleyem.
» ŻÓŁTYCH KARTKACH
Mój bogaty zbiór żółtych kartek współgra z blikancami i czerwonymi
kartkami. Nie liczyłem i już się chyba nie doliczę, ale było ich ze
dwieście. W lidze, pucharach, reprezentacji. Przeważnie za faule i
gadanie.
» STYLU GRY Patrzę i zastraszam
przeciwnika. To oczywiście nie znaczy, że go zlikwiduję. Jeśli nie
zacznie, to mu nic nie zrobię. Ale dam mu poczuć, że ma do czynienia ze
mną. Jak się odważy wejść na moje terytorium, będzie bolało. Bardzo
bolało. Krótko: napastnik musi wiedzieć, że to jest terytorium Řepki i
włazi na nie na własną odpowiedzialność.
*Cytaty z autobiografii Tomaąa Řepki „Rebel"