czwartek, 21 czerwca 2012

Czechy – Portugalia, czyli czekanie na gola Poborsky'ego

Moja zapowiedź meczu Czechy - Portugalia, opublikowana w PS.


Historia lubi się powtarzać. O półfinał EURO 2012 zagrają te same drużyny, które o strefę medalową walczyły 16 lat temu w Anglii. – Punktów wspólnych jest więcej. I wtedy, i teraz to Portugalia jest faworytem. Podczas mistrzostw Europy w Anglii w składzie miała Luisa Figo, w czwartek na boisko wybiegnie Cristiano Ronaldo, chyba lepszy piłkarz niż jego starszy rodak – mówi „PS" selekcjoner czeskiej reprezentacji w 1996 roku Dusan Uhrin.

Wtedy to jego piłkarze byli górą, a wygrali dzięki fenomenalnej bramce Karela Poborsky'ego. Długowłosy wówczas pomocnik strzelił jedynego gola meczu, pokonując lobem Vitora Baię. Piłkę uderzył w pełnym biegu. – Niech teraz Czesi zdobędą bramkę choćby po rykoszecie. Ważne, żeby awansowali – powiedział przed dzisiejszym spotkaniem Poborsky.

Zdaniem Uhrina w obecnej reprezentacji Czech też są piłkarze obdarzeni taką fantazją, których stać na podobne trafienie. Czescy eksperci pytani o nazwiska, najczęściej wymieniają Petra Jiračka. Jak na razie to on oraz Vaclav Pilar strzelili wszystkie gole dla Czechów podczas tegorocznego EURO.

Dziś na Jiracku spoczywać będzie szczególna odpowiedzialność. Jest niemal przesądzone, że na murawę Stadionu Narodowego w Warszawie nie wybiegnie kontuzjowany Tomas Rosicky. Jego miejsce w środku pomocy zajmie Daniel Kolar. Jiracek zagra z prawej strony boiska, ale za zadanie będzie miał wspomagać rozgrywającego.

– Jestem pewien, że sobie poradzi, bo to bardzo uniwersalny piłkarz. U mnie występował jako środkowy pomocnik i skrzydłowy, często schodzący do środka. Jak trzeba, potrafi odebrać piłkę, ponieważ kiedyś grał na lewej obronie – opowiada nam Pavel Vrba, trener Viktorii Pilzno, której barwy jesienią ubiegłego roku reprezentował Jiracek.

Przed EURO w Czechach pojawiały się głosy, że Jiracek może być drugim Pavlem Nedvedem, którego talent eksplodował podczas mistrzostw w Anglii. Po niedawnych meczach Czechów z Grecją i Polską takie opinie odżyły. – I nie tylko dlatego że Petr też ma długie włosy. Oni rzeczywiście prezentują podobny styl. Szkoda tylko, że Jiracek tak późno wystartował do wielkiej kariery. Nedved Europę podbijał jako młody chłopak, Petr ma już 26 lat – komentuje Vrba.

Czesi zagrają bez presji, bo awansując do ćwierćfinału, wykonali postawione przed nimi zadanie. Zresztą podobnie było w 1996 roku, kiedy robiący furorę zespół Uhrina przed meczem o półfinał skazany był na pożarcie. – Na tym etapie nie ma przypadkowych zespołów. Czesi są w stanie wygrać, ale zgadzam się, że to Portugalczycy są faworytami. Szanse oceniam 51 do 49 dla nich – mówi „PS" Jozef Jarabinsky, wybitny czeski trener, który przed laty w Sparcie Praga i Betisie Sewilla prowadził Michala Bilka, obecnego selekcjonera.

W Czechach liczą, że ich zawodnikom znów pomogą polscy kibice, jak podczas spotkań z Grecją i Rosją. – Wasi fani są niesamowici, dzięki nim nasza reprezentacja czuje się jak w domu – podkreśla Vrba.

sobota, 16 czerwca 2012

Vratislav Lokvenc o meczu Czechy - Polska i nie tylko

Przed meczem Czechy - Polska zadzwoniłem do Vratislava Lokvenca. Porozmawialiśmy chwilę o spotkaniu i troszkę o jego karierze.
Tekst był publikowany w „Przeglądzie Sportowym".

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

W Czechach nikt się nie łudzi, że spotkanie z wami będzie łatwe. Głównie ze względu na kontuzje naszych największych gwiazd. Petr Cech pewnie zagra, Tomas Rosicky już chyba nie. Prawdopodobnie zastąpi go Daniel Kolar, ale on jest tylko rezerwowym rozgrywającym i ustępuje klasą kapitanowi naszego zespołu. Jego brak będzie odczuwalny, w meczu z Grecją widać było, ile dla nas znaczy. We wtorek mógł spokojnie dyrygować grą, bo ubezpieczali go defensywni pomocnicy Jaroslav Plasil i Tomas Hubschman. Wystawienie tego drugiego na drugą połowę spotkania z Rosją i do jedenastki na Grecję, było ze strony Bilka strzałem w dziesiątkę. Dzięki Hubschmanowi więcej swobody mieli Petr Jiracek na prawym skrzydle i Vaclav Pilar na lewej stronie. Zmartwiło mnie tylko, że w drugiej połowie zeszło z nas powietrze. To chyba nie jest kwestia błędów w przygotowaniach, a raczej sprawa mentalna. Z powodu kontuzji nie było już Rosicky’ego, błąd popełnił Cech, wydawałoby się człowiek nieomylny. Całe szczęście, że wygraliśmy.

Afery Milana Barosa
Na taką dekoncentrację – mówię o całym zespole, nie tylko o Cechu – piłkarze z reprezentacji Karela Brucknera, by sobie nie pozwolili. To był najlepszy czeski zespół od 1993 roku, czyli rozpadu Czechosłowacji. Nedved, Poborsky, Smicer i młodsi zawodnicy dopiero zaczynający wielkie kariery. Mieliśmy wszystko, żeby zdobyć tytuł, ale przegraliśmy w półfinale z Grecją. Wielka szkoda. Trener Bruckner zasłużył wtedy na sukces. W drużynie wszystko było poukładane od a do z. Gdybym wskazać kogoś, kto z obecnej reprezentacji nadawałby się do tamtego zespołu, to byliby to Pilar i Kolar. My nie byliśmy krytykowani. Teraz ostre słowa nie omijają drużyny narodowej. Kibice szczególnie krzywą patrzą na Bilka i Barosa. Jeśli chodzi o trenera, to niektórzy uważają, że nie ma on odpowiedniego doświadczenia, żeby prowadzić reprezentację, bo wcześniej jedyną styczność z wielkim futbolem miał jako szkoleniowiec Sparty Praga. Do tego podniosły się krzyki, dlaczego przed EURO o dwa lata przedłużono z nim umowę. Z tego co wiem, to nie było innego wyjścia. Po prostu w poprzednim kontrakcie miał zapis mówiący, że w przypadku awansu do mistrzostw Europy, zostanie będzie on ważny w kolejnych dwóch latach. Barosowi z kolei pamiętają afery, o których rozpisywała się nasza prasa. Dostał łatkę, że prowadzi się w sposób nieprofesjonalny.

Kibice we Wrocławiu
Jaki mecz zobaczymy w sobotę? Myślę, że Polacy i Czesi zaprezentują otwarty futbol. Wy zaatakujecie, bo jesteście gospodarzami i musicie wygrać. My teoretycznie moglibyśmy tylko się bronić, ponieważ zakładając, że Rosjanie wygrają z Grecją, do awansu wystarczy nam punkt. Jednak jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak. Kto pierwszy strzeli gola, ten awansuje. Szanse oceniam pół na pół. Może z lekkim wskazaniem na Polskę. Oczywiście za sprawą atutu własnego boiska i kibiców. Podobno martwicie się, że trzeciego meczu nie rozegracie w Warszawie, a nam pomoże to, że stadion we Wrocławiu już dobrze poznaliśmy. Nie przeceniałbym tego, to jednak wasz obiekt. W tym miejscu muszę jeszcze coś powiedzieć o kibicach z Wrocławia. Oni są niesamowici. Wszyscy w Czechach są pod wrażeniem i zachowania i tego, jak wspierają naszych piłkarzy. Zaryzykuję i powiem, że my takich fanów nie mamy. To przecież niewyobrażalne, żeby na trening obcego zespołu przyszły trzy tysiące fanów. Niestety na własne oczy tego nie widziałem, nie byłem we Wrocławiu, bo zaproszono mnie do studia telewizyjnego, żeby wystąpił jako ekspert. Ale i tak da się czuć tę wspaniałą atmosferę. Ona jest lepsza niż na Ukrainie. Zresztą to było do przewidzenia, jeśli większość drużyn na czas turnieju zamieszkała w Polsce.

Pochodzę z Nachodu tuż przy granicy, moja mama jest Polką, urodziła się niedaleko Kłodzka. W Polsce mieszka moja rodzina, potrafię dogadać się w waszym języku. Ale nie będę miał problemów, komu kibicować. W końcu dla Czech rozegrałem kilkadziesiąt meczów. Mam nadzieję, że to my awansujemy.

Zdenek Nehoda przed meczem Polska - Czechy i o EURO 2012

Po rozmowie ze Zdenkiem Nehodą przekonałem się jeszcze bardziej, że mistrzowie Europy z 1976 roku są przesympatycznymi ludźmi.
Rozmowa opublikowana była w "PS"

xxxxxxx

Tak ważnego meczu reprezentacje Czech i Polski jeszcze ze sobą nie grały...
Zdenek Nehoda: Faktycznie, to będzie najważniejsze spotkanie między nami. Wy jesteście w lepszej sytuacji, bo zagracie na własnym stadionie, będzie mieli wsparcie kibiców. To jest atut nie do przecenienia. Jedyny plus, jaki wynika z tego dla nas, jest taki, że to polscy piłkarze będą pod większą presją.

Chyba to jednak Czesi są w lepszej sytuacji. Jeśli Grecja nie pokona Rosji, co jest prawdopodobne, wam do awansu wystarczy remis, my musimy wygrać.
Zdenek Nehoda: Tak, punkt najprawdopodobniej da nam awans do ćwierćfinału. Ale nie wydaje mi się, żebyśmy zagrali na remis. To zbyt ryzykowne i zwykle kończy się tym, że przeciwnik strzela gola i cała taktyka bierze w łeb. Jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą, w sobotę będziemy świadkami atrakcyjnego meczu. Przecież nie macie innego wyjścia, jak atakować od początku. Macie kim: trójka z Dortmundu, Obraniak, to świetni piłkarze. Jeśli Polska zdoła nas pokonać, może zajść dalej niż do ćwierćfinału.

Ataki Czechów mogą wyglądać słabo, jeśli zabraknie Tomaąa Rosicky'ego, a i obrona może być osłabiona absencją Petra Čecha.
Zdenek Nehoda: Z tego co wiem, Čech wystąpi we Wrocławiu. W przypadku Rosicky'ego szanse wyglądają pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.

Dusan Uhrin, selekcjoner czeskich wicemistrzów Europy z 1996 roku, powiedział mi, że bez Rosicky'ego Czesi są słabsi o 40 procent.
Zdenek Nehoda: Podpisuję się pod tym. „Rosa" jest naszym najważniejszym piłkarzem, to on dyryguje grą Czechów i od jego postawy zależą wyniki.

Gdyby nie mógł zagrać, który z rezerwowych go zastąpi?
Zdenek Nehoda: Przed mistrzostwami trener Bilek powiedział, że alternatywą dla Rosicky'ego jest Daniel Kolar z Viktorii Pilzno i myślę, że zdania nie zmienił.

Nie powinien grać młody Vladimir Darida? W sparingach przed EURO spisywał się rewelacyjnie.
Zdenek Nehoda: Nie. On ma dopiero 21 lat, brakuje mu doświadczenia, a mecz jest zbyt ważny. Można spróbować wpuścić go na boisko w drugiej połowie, gdyby potrzebna była jego młodzieńcza fantazja.

Pan chyba jest szczególnie zadowolony z postawy Tomaąa Hübschmana, w końcu jego pan jego menedżerem.
Zdenek Nehoda: Jeszcze w Pradze, zanim zaczęło się EURO, powiedziałem mu, żeby nie martwił się brakiem miejsca w wyjściowej jedenastce, bo najdalej na mecz z Grecją do niej wróci. I jak widać, spełniła się moja przepowiednia. To spotkanie, ale także drugą połowę z Rosją, miał bardzo dobrą. Udowodnił, że w tej chwili jest najlepszym czeskim defensywnym pomocnikiem.

Nikt nie wątpi, że najlepszym czeskim bramkarzem jest Čech, ale jego błąd z meczu z Grekami, musiał szokować.
Zdenek Nehoda: Nie do końca, on błąd popełnił w meczu z Turcją podczas EURO 2008, więc wychodzi na to, że raz na cztery lata musi puścić takiego gola. Ale to oznacza, że w sobotę będzie pewnym punktem naszej drużyny i na jego niepewne interwencje nie macie co liczyć.
  
Mecze Czechów w EURO 2012 ogląda pan w telewizji czy z trybun stadionu we Wrocławiu?
Zdenek Nehoda: W telewizji widziałem spotkanie z Grecją. Na mecz z Rosją przyjechałem do Polski i wrócę do was w sobotę. Nie mogę się doczekać, bo atmosfera we Wrocławiu jest wspaniała. Kibice stadion, wszystko jest super.

Rozmawiając z panem trzeba wrócić do mistrzostw Europy z 1976 roku i zapytać o słynną podcinkę Antonina Panenki, którą w finale w rzutach karnych pokonał Seppa Maiera.
Zdenek Nehoda: Akurat o ten strzał Tondy byłem spokojny. On w ten sposób pokonywał bramkarzy w lidze i wiedziałem, że trafi do siatki.

Jak to się stało, że skromy zespół z Czechosłowacji okazał się lepszy od Holandii z Johanem Cryuffem i Niemiec z Franzem Beckenbauerem?
Zdenek Nehoda: Naszą siłą było to, że mieliśmy w drużynie i Czechów, i Słowaków. Tych drugich było więcej. W finale z RFN w wyjściowym składzie zagrało tylko trzech Czechów. Gdybyśmy dziś mogli ze Słowakami wystawić jedną reprezentację, bylibyśmy znacznie silniejsi.

W 1976 roku w finale kibice jugosłowiańscy byli za wami, teraz polscy fani – w meczach z Rosją i Grecją – też dopingowali Czechów.
Zdenek Nehoda: Wtedy na nas przelali sympatię, bo w półfinale ich zespół wyeliminowali Niemcy. Teraz też było nam miło, że Polacy nas wpierali. Szkoda, że to się skończy w sobotę.

I na koniec: kto będzie mistrzem Europy?
Zdenek Nehoda: Po dotychczasowych meczach największe wrażenie zrobili na mnie Niemcy, podobali się Włosi z meczu z Hiszpanią. Rozczarowała Holandia, składająca się z wielkich indywidualności, które nie tworzą zespołu.

piątek, 15 czerwca 2012

Tadeusz Kraus będzie kibicował i Polakom, i Czechom

Jakiś czas temu pisałem tekst o Tadeuszu Krausie, Polaku z Trzyńca, który w latach 50. był kapitanem Sparty Praga, grał w reprezentacji Czechosłowacji, wystąpił w finałach MŚ 1954 i 1958. Jego sylwetka to przeczytania jest tutaj.

Dziś, tj. w piątek przed meczem z Czechami we Wrocławiu, zadzwoniłem do pana Tadeusza i zapytałem, komu będzie kibicował. – Życzę sobie, że był dobry futbol. Nie pokuszę się o wytypowanie wyniku, szkoda że ktoś zejdzie przegrany i dla tego zespołu skończy się turniej – powiedział Kraus. Wtedy w tle odezwała się żona pana Tadeusza.Powiedz, że będziemy trzymali kciuki za oba zespołyusłyszałem w słuchawce. – To chyba najlepsze wyjście – uśmiechnął się starszy pan.

Plusy, minusy czeskiej reprezentacji

 Tekst z "PS" napisany po meczu Czechów z Grekami, czyli na co muszą uważać polscy piłkarze.

Skrzydła niosą piłkarzy Bilka

TOMAS HUBSCHMAN grał od początku: Selekcjoner trzeciego rywala reprezentacji Polski przed EURO nie widział dla pomocnika Szachtara Donieck miejsce w składzie. Za rozbijanie ataków przeciwników w drugiej linii odpowiadać mieli Jaroslav Plasil i Petr Jiracek, piłkarze, których ciągnie do ofensywny. Hubschman dostał szansę w drugiej połowie neczu z Rosją i poukładał grę Czechów w pomocy. Wczoraj wystąpił już od pierwszej minuty. Czesi przyjęli tę wiadomość z ulgą, a po spotkaniu oceniali, że Hübschman zagrał niczym Xabi Alonso. Czeski pomocnik pokazał też, asystując przy bramce Jiračka, że potrafi prostopadle podać do wychodzącego partnera.

ATAKI OSKRZYDLAJĄCE: Grecy, a wcześniej Rosjanie, mieli kolosalne problemy, gdy do akcji ofensywnych włączali się boczni obrońcy, czyli wczoraj: David Limbersky i Theodor Gebre Selassie. Obaj doskonale współpracowali ze skrzydłowymi. To właśnie po podaniu ciemnoskórego obrońcy Vaclav Pilař zdobył drugiego gola dla Czechów.

WSPÓŁPRACA PIŁKARZY VIKTORII PILZNO: Pilar, Limbersky, Jiraček mogą ze sobą grać w ciemno. Wszyscy trzej jeszcze jesienią występowali w Viktorii Pilzno. Wiedzieli, kiedy wymienić się pozycjami i wzajemnie asekurować. Szczególnie efektownie wyglądała gra na lewym skrzydle, gdzie biegali Limbersky i Pilař. Zresztą już dawno docenili to szefowie Wolfsburga, którzy zimą chcieli sprowadzić ten duet do siebie. Skończyło się tylko na transferze Jiračka, Pilař dołączy do niego po EURO.

MICHAL KADLEC NA STOPERZE: Czeska obrona z Kadlecem grającym w środku defensywy, prezentowała się znacznie lepiej niż podczas meczu z Rosją, gdy występował tam Roman Hubnik. Kadlec od dawna był szykowany do roli stopera, ale przed mistrzostwami miał dwie operacje złamanego nosa. Przed pierwszym starciem EURO trener Bilek bał się, że jego piłkarz jako środkowy obrońca będzie musiał toczyć wiele pojedynków główkowych i uraz się odnowi. Dlatego ustawił go na boku boiska. Wczoraj zaryzykował i to się opłaciło. Kadlec grał odważnie i skutecznie.

Po godzinie brakuje im sił

PETR CECH ZGUBIŁ FORMĘ: Wydawało się, że czeski bramkarz jest najpewniejszym punktem ekipy Bilka. Tymczasem wygląda na to, że formę stracił wraz z ostatnim meczem Chelsea Londyn, z którą w drodze do triumfu w Lidze Mistrzów pokonał Barcelonę i Bayern Monachium. Wczoraj Cech popełnił katastrofalny błąd, po którym Grecy strzelili kontaktowego gola. W piątek w spotkaniu z Rosjanami cztery razy wyciągał piłkę z siatki. Niby przy żadnej nie zawinił, ale nie miał choćby jednej interwencji „ekstra".

UZALEŻNIENIE OD ROSICKY'EGO: Bez Tomasa zespół Bilka traci 40 procent wartości – oceniał niedawno na łamach „PS" selekcjoner czeskich wicemistrzów Europy z 1996 roku Dusan Uhrin. Można zastanawiać się, czy nie więcej. Rosicky w pierwszej części meczu z Grekami pewnie dyrygował grą Czechów, gdy trzeba było zwalniał tempo, przyspieszał, próbował strzelać. Po przerwie z powodu kontuzji go zabrakło, a Daniel Kolar potwierdził, że do klasy starszego kolegi dużo mu brakuje. Bez Rosicky'ego Czesi nie mają rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia.

KONDYCJA NA KILKADZIESIĄT MINUT: Mecz z Grekami Czesi rozpoczęli tak samo jak z Rosją: od huraganowych ataków z wykorzystaniem siedmiu, ośmiu zawodników (Baros, Jiracek, Pilar, Rosicky, Plasil, Hübschman, Gebre Selassie, Limbersky). Sił na taką grę starcza im jednak na góra kilkadziesiąt minut. Po godzinie osamotniony Baroą (lub jego zastępca, którym jest Tomas Pekhart) w ogóle nie dostaje podań, boczni obrońcy myślą już tylko o defensywie, a większość akcji polega na jak najdalszym wykopaniu piłki.
  
BRAK KLASOWYCH ZMIENNIKÓW: Trener Bilek jest przywiązany do nazwisk: konsekwentnie stawia na Baroąa, choć ten już w sparingach prezentował się przeciętnie. W ostateczności do boju wysyła Tomasa Pekharta, choć podczas treningów lepiej prezentował się król strzelców Gambrinus Ligi David Lafata. Bilek przed EURO zapowiedział, że rozgrywającym drugiego wyboru jest Kolař. I trzyma się tego, choć do gry pali się 21-letni Vladimir Darida.

xxxxxxx
Tekst na swoje strony internetowe puścił - oczywiście po tłumaczeniu - czeski "Sport".
Tutaj można to przeczytać.

piątek, 8 czerwca 2012

Dusan Uhrin o Czechach i meczu z Rosją

Z Dusanem Uhrinem, selekcjonerem reprezentacji Czech w 1996 roku, rozmawiałem dzień przed meczem z Rosją. 

 Rozmowa opublikowana w "PS".


xxxxxxxx

Co pan czuje przed meczem Czechów z Rosją? Spokój czy wręcz odwrotnie?
Raczej spokój, ale z wielką uwagą śledzę wiadomości na temat stanu zdrowia Milana Baroąa. Mam nadzieję, że będzie z nim wszystko w porządku. On jest najlepszym napastnikiem ekipy Michala Bilka.
 
Gdyby zabrakło Barosa, kto powinien go zastąpić w jedenastce?
Tomas Pekhart. Tylko on w tej chwili prezentuje odpowiedni poziom.

Trudno chyba tak łatwo wskazać zmiennika dla Tomasa Rosicky'ego?
Oczywiście, bez niego czeski zespół traci 40 procent wartości. Widać to było w ostatnich sparingowych meczach z Izraelem i Węgrami. Dlatego wydaje mi się, że Bilek nie ma wyjścia i zaryzykuje, wystawiając go od pierwszej minuty. I to mimo tego, że Rosicky trenuje dopiero od kilku dni, a poważnie w piłkę grał kilka tygodni temu. Tomas dla tej reprezentacji jest niezbędny. A kto mógłby go zastąpić... Stylem gry najbliższy jest mu Vladimir Darida. Ale to młody chłopak, na poziomie ekstraklasowym występuje dopiero od roku. Może brakować mu doświadczenia. Niech wchodzi na boisko z ławki rezerwowych.

Jeden z wariantów zakłada, że rozgrywającym może być Jaroslav Plasil, ale w sparingu z Węgrami nie grał najlepiej.
Plasil jako ofensywny pomocnik to dobry pomysł. Aż takiej uwagi do meczu z Madziarami bym nie przywiązywał, to były jednak gry kontrolne. Jarda na wysokim poziomie gra od lat, w spotkaniu takiej rangi jak mecz z Rosją, wzniesie się na wyżyny. O jego jestem spokojny.

O Petra Jiracka także? Nie prezentuje się tak dobrze jak jesienią.
Faktycznie, po transferze do VfL Wolfsburg trochę obniżył poziom. Wpływ na to miała pewnie kontuzja, jakiej doznał wiosną. Ale to i tak dobry piłkarz, walczak, największy w czeskiej drużynie. Przy okazji pochwalić muszę Vaclava Pilařa, w ostatnich meczach zrobił dobre wrażenie. Lepsze niż drugi skrzydłowy, czyli Jan Rezek.
W obronie też są znaki zapytania.
Zastanawiam się, czy na jej lewej stronie zagra Michal Kadlec, a w środku Roman Hubnik, czy może Kadlec powinien być stoperem, a na skraju biegać David Limbersky. Dyskusja trwa, ale ja stawiam na drugie rozwiązanie. Hubnik jako obrońca jest bez formy, popełnia proste błędy w ustawieniu. Radzi sobie, gdy pójdzie do przodu i pełni rolę defensywnego pomocnika, ale przecież on przede wszystkim jest obrońcą. Jeśli chodzi o pozostałe pozycje w linii przed Petrem Cechem, to jest dobrze. Tomas Sivok i Theodor Gebre Selassie to mocne punkty Czechów. U tego drugiego szczególnie podobają mi się jego zapędy do ofensywny, gdzie wspiera Rezeka.

Jaką taktykę obierze Bilek?
Cudów nie będzie, Rosjanie są silni i Czesi raczej nastawią się na kontrataki, z wykorzystaniem skrzydłowych. Nawet jeśli przegramy, świat się nie zawali. Przed nami będą dwa mecze decydujące o awansie.

czwartek, 7 czerwca 2012

Vladimir Darida, czeski Rafał Wolski

Tak jak Rafał Wolski jest najmłodszym polskim kadrowiczem na EURO, tak w czeskiej drużynie jest nim Vladimir Darida. 21-latek z Viktorii Pilzno jeszcze rok temu grał w drugiej lidze.

Po zakończeniu rozgrywek w czeskiej lidze Vladimir Darida miał jasno sprecyzowane plany. Swojej dziewczynie – Eli – obiecał, że we wtorek 22 maja odprowadzi ją do szkoły i będzie za nią trzymał kciuki gdy będzie pisała maturę. 24 maja z siostrą mieli lecieć do Londynu. Bilety kupili już wcześniej. Ofensywny pomocnik był w doskonałym humorze. W końcu rozegrał pierwszy pełny sezon w Viktorii Pilzno. Wystąpił w 22 meczach, strzelił cztery gole.
Dziewczyna i siostra musiały radzić sobie same. W sobotę – 20 maja – dzień przed wyjazdem czeskiej kadry na zgrupowanie do Bad Waltersdorf do Daridy zadzwonił Jakub Dovalil, drugi obok Frantiąka Komňacky'ego asystent selekcjonera Michala Bilka. – Tomaą Rosicky ma drobne problemy ze zdrowiem. Pojedziesz z nami do Austrii? Ale nie możemy obiecać, że zabierzemy cię na EURO – usłyszał młody zawodnik. Nie zastanawiał się. – Oczywiście.
 Za chwilę zatelefonował do taty i o wszystkim mu powiedział. – Guzik prawda, wkręcasz mnie – nie wierzył ojciec.
– Ja mu uwierzyłem od razu. Zaskoczony byłem tylko trochę. Vladimir jest piłkarzem, który w ostatnim roku zrobił niesamowity postęp, chyba największy spośród moich graczy – powiedział mi trener Viktorii Pilzno Pavel Vrba. To on dał zadebiutować Daridzie w czeskiej lidze. W sezonie 2009/10 trzy razy wpuścił go na boisko z ławki, w sumie na 9 minut. W kolejnym, który okazał się dla Viktorii mistrzowskim – raz na pięć minut. – Widziałem, że on musi przede wszystkim grać, więc wypożyczyliśmy go do drugiej ligi do Banika Sokolov. To mu wyszło na dobre. Wrócił i jesienią zaczął pukać do pierwszego składu. Zagrał nawet w meczach Ligi Mistrzów z AC Milan i Barceloną – wyjaśnił Vrba.
 – Vladimir był wtedy zmiennikiem Petra Jiračka, naszej wschodzącej gwiazdy – uzupełnił bramkarz Viktorii Marek Čech.
 – Zimą Petr odszedł do VfL Wolfsburg, a Darida go zastąpił. Z powodzeniem! Przecież w spotkaniu Ligi Europy strzelił nawet gola Schalke – dodał Vrba.

Darida szybko sprawił, że po Jiračku nikt już w Pilźnie nie płakał. Mimo to na zgrupowanie kadry do Austrii młodzian i tak jechał jako opcja rezerwowa dla Rosicky'ego. Bilek uczciwie powiedział Vladimirowi, że weźmie go na EURO tylko w przypadku, gdyby kapitan reprezentacji nie mógł wrócić do zdrowia. Chodziło o to, by była jakaś alternatywa dla grającego na pozycji ofensywnego pomocnika Daniela Kolara. Dobra postawa Daridy w trakcie treningów tego nie zmieniła. Sztab czeskiej kadry obóz w Bad Waltersdorfie potraktował jako okazję do regeneracji sił dla najlepszych piłkarzy. I tak Rosicky się leczył, zmęczony długim sezonem Jaroslav Plasil głównie biegał wokół boiska, a opromieniony sukcesem w Lidze Mistrzów z Chelsea Petr Čech przyjechał trzy dni później.

Status Daridy pewnie pozostałby taki sam, gdyby nie sparing z Izraelem. Czesi męczyli się niemiłosiernie. Do przerwy remisowali 1:1, w drugiej połowie nie mieli pomysłu na skonstruowanie akcji. Aż w 65. minucie weszli David Lafata, król strzelców czeskiej ligi i Darida. Oni rozruszali drużynę. 21-latek z Pilzna bez kompleksów dryblował, dwa razy groźnie strzelał. Wreszcie cztery minuty po upływie regulaminowego czasu gry dokładnie podał do Lafaty, a ten zdobył zwycięską bramkę. – Vladimir zamotał mi w głowie – przyznał po meczu Bilek.
 Darida poczuł się mocniej. – Gdy tu jechałem, swoje szanse oceniałem pół na pół. Ale jeśli teraz nie pojadę na EURO, będę trochę zaskoczony – mówił.
 Dzień później Bilek oznajmił Danielowi Pudilowi, 23-krotnemu reprezentantowi Czech, że do Wrocławia zabierze nie jego, lecz Daridę.

– Zasłużył na to. Gdyby nie mniejsze doświadczenie, powiedziałbym, że już teraz dorównuje klasą Jiračkowi. Świetnie utrzymuje się przy piłce, ma dobry strzał. Mógłby być tylko trochę pewniejszy siebie, bo jest bardzo skromny – scharakteryzował młodszego kolegę Marek Čech.
 – Faktycznie jest cichy, daleki od tego, żeby cały czas żartować. Ale to inteligentny chłopak. Gdyby nie postawił na futbol, pewnie dalej by się uczył – dodał Vrba. Na pytanie, jaką rolę Darida będzie pełnił podczas EURO, odpowiedział: – Wydaje mi się, że ze względu na kłopoty ze zdrowiem Rosicky będzie tylko dżokerem wchodzącym z ławki. Vladimirowi pewnie pozostanie rola zmiennika. Ale powinien dostać szansę i oby ją wykorzystał. Może zajść bardzo daleko.

sobota, 2 czerwca 2012

Viktoria Pilzno napędza Czechy

Tekst o Viktorii Pilzno, która dała kadrze Czech na EURO 2012 jedną czwartą piłkarzy. Opublikowany w "PS".

xxxxxxx

Kibice naszych trzecich rywali w grupie EURO 2012 dziękują Pilznu nie tylko za znane w całym świecie piwo i bramkarza Petra Cecha, ale również za klub Viktoria Pilzno.

Frantisek Rajtoral, David Limbersky, Vladimir Darida, Daniel Kolar, Milan Petrżela, Vaclav Pilar – w reprezentacji Czech jest aż sześciu piłkarzy, którzy w rundzie wiosennej grali w Viktorii Pilzno. Stanowią oni jedną czwartą reprezentacji Michala Bilka. Proporcje byłyby większe, gdyby wziąć pod uwagę dwóch innych kadrowiczów: Petra Jiracka i Jana Rezeka. Pierwszy z nich grał w Pilźnie jeszcze jesienią, drugi w ubiegłym sezonie. – Tak, gdyby nie Viktoria, Czechów prawdopodobnie zabrakłoby w EURO 2012 – uważa Verner Licka, czeski trener, znany w Polsce z pracy między innymi w Polonii Warszawa i Wiśle Kraków.

Pod kierunkiem Vernera
Żeby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do eliminacji mistrzostw Europy. Nasi południowi sąsiedzi zaczęli je fatalnie, od porażki 0:1 na własnym stadionie z Litwą. W meczu nie wystąpił jeszcze ani jeden zawodnik Viktorii, mimo że ta już robiła furorę w Gambrinus Lidze. Sezon zespół z Pilzna zakończył jako mistrz Czech i selekcjoner kadry Bilek nie miał już wyjścia. Pierwsze powołania dostali Jiracek, Pilar, inni do kadry wrócili po długiej przerwie.
Te ruchy Bilkowi się opłaciły. Czesi w grupie zajęli drugie miejsce za Hiszpanią i o EURO 2012 grali z Czarnogórą. Pokonali ją 2:0 i 1:0. Dwa z trzech goli strzelili zawodnicy Viktorii, którzy dopiero co cieszyli się grą w Lidze Mistrzów. W Czechach nikt nie ma wątpliwości, że nie byłoby tych sukcesów, gdyby nie Pavel Vrba, 48-letni szkoleniowiec. Dziś Vrba często przypomina, że jako trener najwięcej zawdzięcza Liczce.
– Pavla poznałem w 1996 roku, gdy wracałem do Banika Ostrawa. Właśnie wtedy startowaliśmy z projektem, aby stawiać na pracę z młodzieżą, żeby szkolić już sześciolatków – wspomina Lička. – Pavel, były piłkarz Banika, ćwiczył właśnie z takimi maluchami. Szybko został moim asystentem. Potem opuściłem już Ostrawę, ale on został i pomagał innym pierwszym szkoleniowcom. Od razu zobaczyłem, że jest wielkim pasjonatem piłki, że futbol dla niego to całe życie.

Skromnie i tanio
Vrba, mimo świetnych wyników osiągniętych w ostatnich latach, wiele się nie zmienił. Przykład? Kilka miesięcy temu w Pradze drugi raz z rzędu odbierał nagrodę dla najlepszego czeskiego trenera roku. W szatni, jeszcze przed ceremonią, dobrych kilka minut żona i córka pomagały zawiązać mu krawat, poprawiały kołnierzyk. Gdy Vrba zobaczył, że przygląda mu się kilka osób, puścił oko i powiedział: – Źle się czuję, gdy mam występować publicznie.

– Pavel zasłużył na te nagrody. Sukcesy Viktorii to efekt jego trzy i pół letniej pracy tutaj – ocenia Tomaą Paclik, właściciel klubu z Pilzna. Przypomina przy tym, że Vrba nie mógł liczyć na tak komfortowe warunki pracy, jakie mają zapewnione trenerzy na przykład Sparty Praga. – Nasz budżet to zaledwie 4 miliony euro. Porównując się ze Spartą, możemy powiedzieć, że jesteśmy prowincjonalnym klubem – dodaje Paclik.
Pensje piłkarzy też nie rzucają na kolana. – Średnia płaca u nas w klubie to miesięcznie około 4 tysiące euro plus bonusy. Niewielu jest takich, którzy zarabiają więcej – tłumaczy szef Viktorii.

Gra „na tak"
– Pavlovi udało się stworzyć bardzo dobry zespół z piłkarzy niechcianych w innych drużynach, głównie w Sparcie Praga. Choć dodam, że jest też kilku zawodników z Ostrawy. Od początku postawił na ofensywę, jego zespół ma grać do przodu. Dlatego na bokach obrony występują u niego Frantisek Rajtoral i David Limbersky, którzy wcześniej byli pomocnikami. Teraz podobnie jest w reprezentacji – wyjaśnia Licka.
Gra „na tak" była szczególnie widoczna w mistrzowskim sezonie 2010/11. Viktoria sięgnęła po tytuł zdobywając 70 goli w 30 meczach. Tak bramkostrzelnego mistrza Czesi nie mieli od 10 lat.

O Vrbę od dawna pytają bogatsze kluby. Paclik potwierdza, że interesowały się nim Wisła Kraków i Legia Warszawa. Był przymierzany do prowadzenia reprezentacji Słowacji. – Ma z nami ważny kontrakt i cieszę się, że chce go wypełnić. Czy nie boję się, że w przypadku sukcesu naszej kadry podczas EURO 2012, moi piłkarze odejdą stąd? Cóż, taki jest futbol. Ale wszystkich nie sprzedamy – deklaruje Paclik.

Ostatnio Bilek dostał jeszcze jeden powód, by być wdzięcznym Vrbie. Selekcjoner naszych trzecich rywali w grupie EURO lada dzień ma przedłużyć umowę z czeską federacją. – Papiery są gotowe, brakuje tylko podpisu Michala. Chcemy go zatrzymać m.in. dlatego, że postawił na zawodników z naszej ligi – mówił w sobotę szef czeskiej federacji Miroslav Pelta. – Dlatego Viktoria jest szczęściem dla Bilka. Słabsze wyniki w ostatnich latach wynikały właśnie z tego, że było za dużo zmanierowanych piłkarzy z lig zagranicznych. Pavel dostarczył Bilkowi graczy z kraju – zauważa Licka.

Czechy - Węgry 1:2 (gole)


Zapowiedź meczu Czechy - Węgry

Opublikowana w "PS"

xxxxxx

Gwiazdy reprezentacji Czech ostatnio więcej trenowały niż grały. Teraz ma się to zmienić. Czesi w najsilniejszym składzie zagrają z Węgrami.

To nasza próba generalna przed mistrzostwami. Celem jest dobra gra i zwycięstwo. Chciałbym wystawić optymalny skład – powiedział dziennikarzom już po powrocie do Pragi ze zgrupowania w austriackim Bad Waltersdorfie selekcjoner Michal Bilek. Wszystko jednak wskazuje, że nie będzie mógł skorzystać z kapitana zespołu, Tomaąa Rosicky'ego.

Zawodnik Arsenalu od zakończenia sezonu w lidze angielskiej narzeka na ból w łydce. Jeszcze w ubiegłym tygodniu nie było jasne, czy znajdzie się w 23-osobowej kadrze na EURO. Bilek go jednak powołał, bo wszyscy wokół zapewniali, że „Rosa", jak mówią na niego koledzy z zespołu, zdąży wrócić do zdrowia na spotkanie z Węgrami. Teraz nie jest to takie pewne.

– Jeśli stan jego łydki będzie poprawiał się w takim tempie jak dotychczas, Tomaą będzie gotowy na nasz pierwszy mecz mistrzostw z Rosją – mówi czeskiemu dziennikowi „Sport" fizjoterapeuta reprezentacji Pavel Kolar. Dodaje, że stosuje nowe metody, by pomóc Rosicky'emu. – Próbowaliśmy akumpunktury, w użyciu są zabiegi z prądem – dodaje.

Jeśli Rosicky nie będzie mógł zagrać, zastąpi go pomocnik Daniel Kolař, jeden z sześciu piłkarzy Viktorii Pilzno, którzy w niedzielę przyjadą do Wrocławia. – Podtrzymuję to, co mówiłem przed zgrupowaniem: zmiennikiem Rosicky'ego jest Kolař – potwierdził Bilek. Musiał to zrobić stanowczo, bo coraz więcej osób domaga się, aby postawił na młodziutkiego (21 lat) Vladimira Daridę. Bilek zabrał go do kadry na wieść o kontuzji kapitana. Zaznaczył, że otrzyma on powołanie na EURO, jeśli będą wątpliwości dotyczące stanu zdrowia Rosicky'ego. Jednak Darida błyszczał podczas treningów w Bad Waltersdorfie i sparingu z Izraelem (2:1 po golu strzelonym w 94. minucie), więc czeski trener nie miał wyjścia: znalazł dla niego miejsce kosztem Daniela Pudila.
Także obsada innych pozycji wydaje się przesądzona. Już wcześniej Bilek sugerował, że chciałby, aby jego jedenastka na pierwszy mecz EURO z Rosją wyglądała następująco: Cech – Gebre Selassie, Sivok, Kadlec, Limberksy – Jiracek, Plasil – Rezek, Rosicky (Kolar), Pilar – Baros.

Rozmowa z Radkiem Bejblem

Rozmowa przeprowadzona w Pradze już kilka miesięcy temu i opublikowana w magazynie "PS".

xxxxxxxxxxxxxxx

Przed rozmową z panem widziałem się z legendarnym czeskim bramkarzem, mistrzem Europy z 1976 roku Ivo Viktorem. Gdy padło nazwisko Bejbl, powiedział: „O! Vyborny bojovnik".
Naprawdę? Fajnie jest usłyszeć komplement od tak wielkiego piłkarza.
 
W zespole Czech w 1996 roku podczas mistrzostw Europy więcej było takich walczaków?
Oczywiście, przecież z naszej grupy awans zarezerwowany był dla Niemców i Włochów. My mieliśmy zająć czwarte miejsce, za Rosją. Pewne braki musieliśmy nadrabiać ambicją, walką.

 I po pierwszym spotkaniu trudno było być optymistą.
Na początek przegraliśmy 0:2 z Niemcami. Jednak się nie poddaliśmy, w kolejnym meczu pokonaliśmy Włochy 2:1 (Bejbl w tym spotkaniu strzelił gola – przyp. red.) i otworzyła się szansa na awans. Zdecydowało o tym nasze starcie z Rosją.

To był szalony mecz
Doskonale się dla nas zaczął. Szybko strzeliliśmy dwa gole, w drugiej połowie trzy straciliśmy. Tuż przed końcem bramkę na wagę remisu i awansu zdobył Vladimir Smicer.

Potem były wygrane w ćwierćfinale z Portugalią, w półfi nale po karnych z Francją i fi nał z Niemcami. Wraca pan jeszcze do tego meczu?
Nie mam wyjścia. Zdarza się, że syn prosi mnie, żebyśmy go razem obejrzeli. Szkoda tego złotego gola, którego strzelił nam Oliver Bierhoff.

Jak ocenia pan losowanie grup finałowych EURO 2012?
Mieliśmy masę szczęścia. Po pierwsze dlatego, że wszystkie mecze przyjdzie nam grać we Wrocławiu. Nasi kibice bliżej mieć nie mogli. To dobra wiadomość. Z drugiej strony przeciwnicy nie należą do kategorii tych najbardziej wymagających. Faworyta w tej grupie nie widzę.

Polska nie jest wymagająca?
Powiedziałem, że nie jest najbardziej wymagająca, ale łatwo nie będzie. Zagracie na własnym stadionie. To wasz wielki atut.

Jaki będzie minimalny cel reprezentacji Czech?
Awans z grupy jest w naszym zasięgu. Nie powiem jednak, z którego miejsca.

Czy można porównać obecną drużynę narodową Czech do tej z 1996 roku?
Wydaje się, że tamta ekipa przed turniejem w Anglii była w podobnej sytuacji co dzisiejszy zespół. Wtedy grupa była trudniejsza, ale są elementy, które łączą te drużyny. Teraz też nikt nie stawia na to, że Czesi mogą dojść do strefy medalowej. Dziś ważne role w naszym zespole odgrywa paru piłkarzy z czeskiej ligi. Piętnaście lat temu ja, Smicer, Nedved, Suchoparek, Kouba i jeszcze paru chłopaków też graliśmy w kraju Dzięki dobremu wynikowi w mistrzostwach mogliśmy rozjechać się po Europie. Wydaje mi się jednak, że tamta drużyna była silniejsza mentalnie.

Co jest siłą reprezentacji Michala Bilka?
Bramkarz. Petra Čecha chyba wszyscy znają, obrona wydaje się solidna, ale w eliminacjach popełniła trochę błędów. Im bliżej bramki przeciwnika, tym gorzej. Od kilku lat brakuje nam klasowych napastników, którzy graliby w dobrych zachodnich klubach. Zmienia się pokolenie piłkarzy i w takiej sytuacji przyszło pracować Michalowi Bilkowi. Miał ciężko, bo krytykowany był z każdej strony. Jednak wprowadził zespół do mistrzostw Europy i wyszło na jego.

W tej ekipie jest jakiś „bojovnik"?
Petr Jiracek. Ten chłopak w ostatnim półroczu w Viktorii Pilzno zrobił niesamowity postęp. Jest bardzo utalentowany. Myślę, że poradzi sobie w Wolfsburgu.

Powiedział pan, że po EURO 1996 rozjechaliście się po Europie. Pan trafi ł do Atletico Madryt rządzonego przez kontrowersyjnego Jesusa Gila.
Prezydent był specyfi czną osobą, ale nie powiem o nim złego słowa. Według mnie był bardzo otwartym, przyjaznym człowiekiem. Z Atletico łączą mnie tylko miłe wspomnienia. Dzięki temu klubowi poznałem wielki, europejski futbol, grałem w Lidze Mistrzów.

A w niej za przeciwnika mieliście Widzew.
Pamiętam mecz w Łodzi. Taki niewysoki chłopak (Marek Citko – przyp. red.) strzelił nam gola prawie z połowy boiska. Piękna bramka. Wynik też był ładny (śmiech). Dobrze nam się grało, pokonaliśmy wasz zespół trzy lub cztery do jednego.

Pamięta pan innych polskich piłkarzy?
Jacka Bąka, z którym spotkałem się w Lens. Świetny obrońca i dobry kolega. Znam jeszcze Marcina Adamskiego, z którym grałem w Rapidzie Wiedeń.

Zna pan obecnych polskich reprezentantów?
Przede wszystkim trójkę z Borussii Dortmund. Jacyś inni? Za bardzo nie śledzę wydarzeń w polskim futbolu. Pamiętam, że pokonaliście nas w eliminacjach mistrzostw świata 2010 roku. Będę musiał się podszkolić.

Tym bardziej że jest pan komentatorem w czeskiej telewizji.
Ale nie wiem jeszcze, czy za pół roku przyjadę do Polski. Decyzje w tej sprawie nie zapadły.

Jak się pan czuje w tej roli?
Dzięki temu cały czas mam kontakt z wielką piłką, mogę komentować mecze Ligi Mistrzów. Fajna sprawa.

Niedawno do pracy w polskiej ekstraklasie przyjechał Pavel Hapal, w ubiegłym sezonie Arkę Gdynia prowadził Frantiąek Straka, wcześniej byli inni. Polska liga rzeczywiście jest tak atrakcyjna dla czeskich trenerów?
Piłka w waszym kraju wzbudza większe zainteresowanie, jest lepsza atmosfera, na stadiony przychodzi więcej kibiców. Poważniejsze są też pieniądze. Dlatego nie ma się czemu dziwić, że czescy trenerzy czekają na oferty z Polski.

środa, 4 kwietnia 2012

Rozmowa z Janem Kollerem

Jana Kollera osobiście poznałem w Pradze w trakcie ogłaszania wyników ankiety czeski futbolista roku 2011. Przesympatyczny gość. A wielki przy tym, że....
Rozmowa była opublikowana Magazynie "PS".

xxxxxxxxx

Jak się żyje na emeryturze? Ławeczka, ogródeczek...?
Z profesjonalnym graniem już skończyłem, ale chcę prowadzić aktywny tryb życia. Jak tylko mam czas, gram w klubie z mojej rodzinnej miejscowości, czyli w Smetanovej Lhocie, moim pierwszym zespole. To zupełnie amatorska drużyna, ósma klasa rozgrywkowa.

Ale macie nawet stronę internetową. Przeczytać na niej można: „Zbiórka przed sobotnim meczem o 11.30 pod gospodą. Obecność obowiązkowa". Nawet Jan Koller, były piłkarz Borussii Dortmund czy Monaco, musi się dostosować.
Nie może być inaczej, bo przecież walczymy o awans. Granie w Smetanovej Lhocie sprawia mi wielką frajdę. Tam nadal mieszka część mojej rodziny, przyjaciele. Przy okazji meczów spotykamy się, rozmawiamy.

Jest pan chyba największą gwiazdą tej ligi?
Dosłownie? To możliwe, bo nie wiem, czy jest ktoś wyższy. Poważnie, nie czuję się gwiazdą, chodzi o przyjemność wynikającą z grania.

Prawie wszyscy czescy eksperci uważają, że losowanie grup finałowych EURO 2012 było korzystne dla ekipy Michala Bilka. Pan też tak uważa?
Oczywiście, niezależnie też od tego, że pewnie podobnie uważają u was, w Grecji i Rosji. Faworyta nie ma i możemy otwarcie mówić, że mamy szansę na awans z grupy. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby los przydzielił nam Holandię, Niemcy i Portugalię. Wtedy byłoby trudniej. Ale na takich rywali, absolutnie topowych, możemy trafi ć dopiero w fazie pucharowej. Dlatego wyjście z grupy to cel dla naszej reprezentacji. Dalej wiele zależeć będzie od formy w danym dniu, szczęścia. Kto w 2004 roku mógł przypuszczać, że najlepsi będą Grecy?

Mówi pan o awansie, a niektórzy uważają, że dobry czeski futbol skończył się wraz z EURO 2004.
Nie powiedziałbym, że jesteśmy w jakimś dołku. Po prostu kariery zakończyło wielu wybitnych piłkarzy, szansę dostają młodzi. Oni już teraz tworzą całkiem dobry zespół, a w trakcie mistrzostw będą dodatkowo zmotywowani, żeby pokazać się w Europie.

Który z tych młodych zawodników wydaje się najbardziej utalentowany?
Bez wątpienia Petr Jiracek. On miał świetny ubiegły rok w Viktorii Pilzno. To w dużej mierze dzięki niemu ten klub zdobył mistrzostwo Czech, awansował do Ligi Mistrzów. Petr pomógł nam też awansować do mistrzostw Europy. Zasłużył na transfer do VfL Wolfsburg. Wyróżnić chcę jeszcze Vaclava Pilařa, również gwiazdę klubu z Pilzna. Bardzo ciekawie prezentuje się Theodor Gebre Selassie ze Slovana Liberec. Jest jeszcze paru innych. EURO 2012 jest dla nich wielką szansą i tylko od nich zależy, czy ją wykorzystają. Stać ich na dobry wynik.

Jak będzie wyglądał mecz Polska – Czechy?
Mam nadzieję, że przystąpimy do niego już pewni gry w ćwierćfinale. Bo mecz z wami będzie trudny. Zagracie przecież na własnym stadionie, będziecie mieli wsparcie kibiców. To wasz atut.

Atutem nie będą piłkarze?
Ależ będą, a szczególnie Robert Lewandowski. Cały czas w miarę dokładnie śledzę Bundesligę, widzę, że strzela gola za golem. Cieszy mnie to, bo Borussia Dortmund jest na dobrej drodze, aby obronić tytuł mistrza Niemiec.

Właśnie w Borussii spędził pan chyba najlepsze lata kariery.
Byłem otoczony znakomitymi piłkarzami, byliśmy najlepszą niemiecką drużyną, graliśmy w Pucharze UEFA, wspaniał e mecze w Lidze Mistrzów. Piękny czas.

Drugi dom znalazł pan jednak nie w Niemczech, ale w Monako.
Gdy przeniosłem się z Dortmundu do Monako, od razu zakochałem się w tym miejscu. Na zawsze. Teraz mieszkam tam z rodziną. Ale nie jest tak, że tylko spaceruję sobie po promenadzie. Kopię piłkę z oldbojami Monaco, w pobliskiej Nicei gram w hokeja na lodzie i może trudno w to uwierzyć, ale na lodowisku również zdobyłem bramkę głową. Blisko są Alpy, gdzie można jeździć na nartach. Często odwiedzam kort tenisowy. A gdy mam czas, przyjeżdżam do Czech i Smetanovej Lhoty.

Wraca pan jeszcze myślami do mistrzostw Europy w 2004 roku w Portugalii?
Czasami. Mieliśmy wtedy po swojej stronie wszystko, aby wygrać ten turniej: doskonałych piłkarzy, byliśmy w wielkiej formie. I niestety mieliśmy ten nieszczęsny mecz z Grecją. Przegraliśmy w półfinale po dogrywce... Chyba tego meczu żałuję najbardziej. Mimo to całe mistrzostwa w Portugalii wspominam bardzo miło.

Pewnie z powodu meczu z Holandią w fazie grupowej, gdy przegrywaliście 0:2, ale doprowadziliście do remisu i na dwie minuty przed końcem strzeliliście zwycięskiego gola.
To było wyborne spotkanie, pewnie najlepsze spośród tych, w których grałem. Z niesamowitą dramaturgią. Zapewniliśmy kibicom mnóstwo emocji, a o to przecież w tym sporcie chodzi.

Właśnie w meczu z Holandią strzelił pan jednego z 55 goli dla reprezentacji. Pamięta pan wszystkie te trafienia?
Nie, nie odtworzę teraz każdego tak z marszu.

Ale któryś z nich musiał być tym najważniejszym.
Skoro nie chce mi pan darować tej odpowiedzi, to wymienię tego strzelonego Danii w ćwierćfinale mistrzostw Europy w Portugalii. To była pierwsza z trzech bramek naszej drużyny.
  
Wybiera się pan w czerwcu do Polski?
Tak, choć jeszcze nie wiem, na który mecz. Prawdopodobnie będzie to spotkanie z Grecją.


niedziela, 1 kwietnia 2012

30 mln euro straty Sparty Praga

W Pradze dopiero co ukazały się wyliczenia, pokazujące, że pod względem finansowym Sparta Praga to papierowy tygrys. Od sezonu 2004/05, gdy klub przejęła firma J&T, strata w sumie 777 milionów koron, tj. ok. 30 mln euro. Właściciel firmy, i de facto Sparty, Daniel Kretinsky, do interesu nie dokładał tylko w pierwszym roku rządów w Sparcie.

Wyniki finansowe rok do roku wyglądają następująco:
2004/05 +32 mln koron
2005/06 -47 mln koron
2006/07 -50 mln koron
2008/09 -156 mln koron
2009/10 -141 mln koron
2010/11 -229 mln koron
2011/12 -125 mln koron*

* strata zakładana.

Te dane pokazują, że nawet udział w Lidze Mistrzów, nie ratuje Sparty. Prażanie ostatni raz w Lidze Mistrzów grali w sezonie 2005/06. A sezon ten i tak zakończyli pod kreską. Takie łatanie dziury każe trochę inaczej patrzeć na zestawienie pokazujące budżety klubów Gambrinus Ligi.

czwartek, 29 marca 2012

Tomas Repka, „Rebel"

Tekst napisany w styczniu 2010 roku przy okazji wydania biografii Tomasa Repki.

xxxxxxxx

Jestem blikanec. Wymyśliłem to słowo. "Blik" znaczy błysk, impuls. I mnie co jakiś czas w głowie coś bliknie. A do tego rymuje się z "opilec", czyli pijak - mówi o sobie Tomas Repka, największy piłkarski skandalista na wschód od Łaby.
Radosław Majdan chwalił się tatuażami, pozował z Dodą,  Tomasz Hajto zbierał żółte kartki i słynął z tego, że mówi, co myśli, ale nie myśli, co mówi. Marek Citko otwarcie opowiadał, jak w początkach kariery biegał po imprezach i hulał w kasynach. Jeszcze paru innych naszych graczynie było aniołkami. Ale takimi mogą się wydawać przy Tomasu Repce.

- Pewnie było u was wielu piłkarzy, którzy balowali, a ich życie to materiał na książkę. U nas też. Ale dziś, gdy są kolorowe czasopisma, bulwarówki, internet nikt w Czechach nie jest tak obserwowany jak Tomaą - mówi Karel Felt z dziennika „Pravo". To przed nim Repka się otworzył. Kilka miesięcy temu Felt włączył dyktafon i nagrał kilkadziesiąt godzin opowieści stopera Sparty Praga. Wyszła z tego autobiografia. Tytuł „Rebel" (buntownik) podsunął sam Řepka w 2005 roku, gdy grał w West Ham United. Wtedy w Anglii postanowił, że kiedyś wyda książkę o swojej karierze i życiu. Zielone światło biografowi dał w ubiegłym roku.

Chrzciny „Buntownika"
Premiera odbyła się w połowie stycznia w Pradze. Pierwszego dnia w restauracji Como przy Vaclavske Namesti Repka podpisał prawie trzysta książek, drugiego w centrum handlowym Arkady na południu stolicy - ponad pół tysiąca. Sprzedaż „Buntownika" idzie lepiej niż pamiętników byłego premiera Miloąa Zemana, który opisał kulisy czeskiej polityki. W sumie rozeszło się już 140 tysięcy egzemplarzy. W ostatnich latach lepszą sprzedaż miały tylko przygody Harry'ego Pottera.
Czesi są narodem bardzo ułożonym. Chłop ma wrócić z fabryki do domu, zjeść knedlika ze svickovą, czyli sosem zrobionym głównie na bazie marchewki. Wieczorem może pójść do gospody i napić się piwa. Koniecznie cepovanego, a więc lanego z beczki. Nie ma wyjątków. Piłkarz ma grać, dziennikarz pisać, sprzedawca sprzedawać. Mało kto się wychyla, a jak już ktoś się odważy, to Czechów ogarnia szaleństwo. Plotkują, obgadują, podglądają. A Repkę znają wszyscy. Zagorzali kibole Sparty znani z kultowego filmu lat 80. „Proc?", a także kibice wybitnie niedzielni i kanapowi. Jedni powiedzą, że Repka to najtwardszy, a może i najlepszy obrońca w historii czeskiego futbolu, inni, że to ten wytatuowany potwór, który bije kamerzystów, pluje na rywal i i rozbija się po mieście Ferrari albo Mercedesem McLarenem.
- Połowa Czechów go kocha, druga połowa nienawidzi. Nikomu nie jest obojętny - twierdzi Michal Petrak z dziennika „Sport". - A ja się w ogóle tym nie przejmuję. Nie będę udawał, grał kogoś innego, niż jestem - wyjaśnia Repka. Okazję do rozmowy mamy na chrzcie książki w Pradze. Autor książki, wydawca i inne osoby, które przyczyniły się do jej powstania, symbolicznie polewają dzieło wódką i wychylają kieliszek. Za lepszą sprzedaż.
W pierwszej części imprezy widać, że Řepka czuje się nieswojo. Odpowiada na pytania dziennikarzy, bo musi. Kilka zdań i wystarczy. Gdy może, odsyła do rzecznika Sparty Ondřeja Kasika. Rozmawiając, masuje się po karku, ucieka oczami. Pytam go o kontakty z polską piłką. W książce wspomina jeden ze swoich pierwszych meczów w europejskich pucharach. Jako zawodnik Banika Ostrawa zmierzył się z Galatasaray Stambuł. Podkreślił, że miał okazję grać przeciwko „wybitnemu reprezentantowi Polski Romanowi Koseckiemu". - Tylko Kosecki, ktoś jeszcze? - pytam. - Tylko - krótko odpowiada. - A kto był twoim najtwardszym rywalem? - próbuję zagadnąć. - Kosecki - rzuca Řepka. Już wiem, że nie ma sensu ciągnąć rozmowy. W drugiej części imprezy, mniej oficjalnej, „ rebel" się rozluźnia. Na tarasie, gdzie można palić, sam podchodzi. - Przepraszam za zdawkowe odpowiedzi. Naprawdę niewiele wiem o polskiej piłce. Wymienię Koseckiego, może paru innych piłkarzy. Mecze? Ten z Lechem Poznań w ubiegłym roku o Ligę Mistrzów. To wszystko - mówi.

Wojownik z fajką

Pali przy tym jak smok. Czerwone Marlboro. Ze dwie paczki dziennie. Co z tego, że w salce obok jest Jozef Chovanec, generalny menedżer Sparty, jego były trener, którego nazywa „papa". W książce co chwila pada zdanie „papa Chovanec to...", „papa Chovanec tamto...". Řepka przyznaje, że palenie to zły nałóg, ale go lubi. Jedną paczkę papierosów ma w kieszeni spodni, drugą w podręcznej saszetce z dokumentami i kluczami. Na chrzcie książki licytowana ma być karykatura Řepki. - Tomaą, gdzie jesteś? Chodź już - ktoś krzyczy. Tomaąa nie ma, bo jeszcze łapczywie zaciąga się na tarasie. Prawie w biegu gasi i wskakuje na scenę. Licytacja stanęła na 50 tys. koron (jedna czeska korona to ok. 15 groszy - przyp. red.). Tyle dał Pavel Paska, menedżer Repki. Przebił spartański kwartet:  Libor Sionko, Marek Matĕjovsky, Erich Brabec, Jaromir Blaµek. Obecny był jeszcze Wilfried Bony, ale on nie licytował.
- Nic dziwnego, że właśnie tych piłkarzy zaprosił Tomaą. Z nimi trzyma się najbliżej. Choć trzeba raczej mówić o koleżeńskich układach. Jeśli o przyjaźni, to może z Sionką - tłumaczy Felt. Z pomocnikiem Sparty Řepka poznał się na początku kariery w Baniku Ostrawa. Razem grali w reprezentacji. Sionko: „Czy Tomaą jest moim przyjacielem? Nazwę go raczej dobrym kumplem". Faktem jest jednak, że to ze sobą najczęściej rozmawiają, w sezonie podwożą na treningi. A na boisku... - Tomaą to prawdziwy wojownik, najlepszy obrońca. Dobrze go mieć za plecami - mówi Sionko. Podobnie uważają trenerzy.
Repka w drużynie to skarb: trzyma kolegów w ryzach, charyzmą odstrasza rywali, nogi nigdy nie cofnie. - Mimo 37 lat to wciąż najlepszy obrońca Gambrinus Ligi - mówi Verner Lička, dziś menedżer Banika Ostrawa, kiedyś trener tego zespołu i w tamtym czasie szkoleniowiec Řepki.
- Zagrałem przeciw niemu latem, raptem kilka minut. Ale zdążyłem zauważyć, że to wyborny piłkarz. Jak się ustawia, jak kryje - nie może się nachwalić Radek Szmek, napastnik 1. FC Slovacko. Sparta z jego drużyną zmierzyła się w 2. kolejce, tuż przed pierwszym meczem z Lechem. Wygrała 2:1. Ot, takie zwykłe ligowe starcie. Ale nie. Było o nim głośno, bo na murawie Řepka zmienił się w „blikanca". - Pilnował naszego atakującego Ladislava Voleąaka. Mieli kilka spięć. W pewnej chwili, gdy piłka była daleko, Ladislav lekko kopnął Řepkę. Prażanin nie mógł tego tak zostawić. Podbiegł do Ladislava i go opluł. Řepka może sfaulować bez piłki, ale jego już nie można - relacjonuje Szmek. Pech piłkarza Sparty polegał na tym, że Voleąak opowiedział o wszystkim dziennikarzom, a zapis telewizyjny nie zostawił wątpliwości. Komisja dyscyplinarna orzekła dwa mecze zawieszenia.

Trzy miliony na kary

„Blikanców" Repka w karierze miał mnóstwo, przełożyły się one w sumie na 19 czerwonych kartek. Oto kilka najgłośniejszych:
2008 rok. Trzy kolejki do końca sezonu. Sparta gra u siebie z Brnem. W drugiej minucie rywale mają aut, ale piłkę trzyma Repka. Rzuca ją w twarz zawodnikowi Brna. Czerwona kartka, a od klubu dodatkowo 200 tys. koron kary. Sparta przegrywa ten mecz, a tytuł zdobywa Slavia Praga. Piłkarzom z Letnej zabrakło trzech punktów.
2007 rok. Sparta gra wyjazdowy mecz z Teplicami. Przegrywa 1:2. Już po 90. minucie sędzia odsyła na trybuny Michala Bilka, trenera prażan, i wtedy w Repkę wstępuje demon. Łokciami rozpycha wszystkich jak leci przy linii bocznej. W końcu dostaje czerwoną kartkę, a gdy schodzi do tunelu, uderza kamerzystę. Za karę nie zagrał w siedmiu meczach, musiał zapłacić 150 tys. koron i na półtora roku stracił opaskę kapitana.
2006 rok. Mecz z Teplicami. Trybuny buczą i obrażają Řepkę. Ten pluje w kierunku kibiców. Kara: 80 tys. koron.
2006 rok. Sparta gra w Jihlavie. Trener rywali Karl Večer coś krzyczy, a Řepka mu odpowiada, że jest kretynem. Czeska federacja wlepia mu 50 tys. koron kary.
Stoper z Letnej podliczył, że w karierze zapłacił 3 mln koron (ok. 450 tys. zł) różnych kar. Miał z czego. Teraz ponoć dostaje ok. 10 mln koron rocznie. Tyle będzie zarabiał też w następnym sezonie, właśnie przedłużył kontrakt. Ma w nim zapisane, że jeśli wystąpi w 20 meczach sezonu, umowa staje się ważna na kolejny rok. Jest najlepiej opłacanym piłkarzem w Czechach.
 
Bił kogo popadnie
Ale Repka miał „blikanca", którego nie da przeliczyć na żadne pieniądze. Był krok od wyjazdu na EURO 1996 do Anglii, gdzie Czesi sensacyjnie zajęli drugie miejsce. Wiosną Duąan Uhrin wysłał mu powołanie, Repka dostał nawet komplet strojów z numerem 13, pozował w nich do zdjęć. W marcu miał jeszcze zagrać na Strachovie, swego czasu największym stadionie Europy (pojemność 250 tys. ludzi) w eliminacjach młodzieżowych mistrzostw Starego Kontynentu z Hiszpanią. Po przerwie wyciął wschodzącą gwiazdę Realu Madryt Raula. UEFA zawiesiła go na dwa mecze. Kara obowiązywać miała w oficjalnych spotkaniach. Tak EURO 1996 przeszło mu koło nosa. - Gdybym wiedział, że te kartki wliczają się do seniorskiej piłki, odstawiłbym nogę - mówi dziś Repka.  Umiałby. Gdy trzeba, potrafi trzymać nerwy na wodzy. - W 1993 czy 1994 roku pojechaliśmy z Banikiem na obóz w Alpy francuskie. Graliśmy sparing z Gueugnon. Obrońca rywali sfaulował jednego z naszych. Tomaą przebiegł z 80 metrów i bił kogo popadnie. Daliśmy mu 15 tys. koron kary, ale powiedzieliśmy, że nie zapłaci, jeśli w sezonie będzie miał mniej niż trzy żółte kartki. Dostał chyba jedną - opowiada Lička.
Właśnie od czerwonej kartki datuje się jego niechęć do dziennikarzy. - W 2001 roku nasza reprezentacja poległa w eliminacjach mistrzostw świata w barażach z Belgią. Pierwszy mecz przegraliśmy na wyjeździe 0:1, a Řepka dostał czerwoną kartkę za uderzenie łokciem Barta Goora. W rewanżu też była porażka 0:1 i z Tomaąa zrobiono kozła ofiarnego. Nikt nie zwracał uwagi, że w drugim spotkaniu z boiska wylecieli Pavel Nedvĕd i Milan Baroą - opowiada Felt.
Po tych spotkaniach Řepka już nie wrócił do reprezentacji, kontakty z mediami ograniczył do minimum. Ku rozpaczy redaktorów, bo nic tak dobrze się nie sprzeda, jak „rebel" na okładce. W ubiegłym roku z pomocą przyszła im Vladka Erbova, modelka i celebrytka. Řepkę poznała podczas sesji fotograficznej przy sportowych samochodach. Tak mu zakręciła w głowie, że rzucił dla niej żonę Renatę, którą poznał jeszcze w Ostrawie.
 
Zaczeka na syna
Erbova lubi być w centrum wydarzeń i żeby o niej pisano. Z byle sprawą sama dzwoni do dziennikarzy. A to że gdzieś idzie na zakupy, a to że na mieście będzie z Tomaąem, albo że policja odholowuje jej „bavoraka", czyli beemkę, jak Czesi mówią na BWM. Białe terenowe X5 kupił jej Řepka. Na chrzcie też skradła mu show. Nagle wpadła na scenę i poprosiła mamę Tomaąa. - Przyniosłam kwiaty dla kobiety, bez której nie byłoby Tomaąa i tej miłości - powiedziała. Dziewczyny piszczały. Dosłownie, bo obecnych było kilka koleżanek Erbovej. Tylko Řepka wyglądał na zmieszanego całą sytuacją. Chyba najchętniej by uciekł.
- Bo to nie jest jego świat. Wie, że musi w nim uczestniczyć, jest profesjonalistą. Najlepiej jednak czuje się na boisku, w szatni - tłumaczy Felt.
Lička: - On z domu, małej wsi, wyjechał już jako 14-latek. Mieszkał w internacie, wydoroślał szybciej niż jego rówieśnicy. Często przychodził do mnie z osobistymi problemami, pytał o radę. Wiedziałem, że dla niego liczy się tylko piłka.
- Długo jeszcze będziesz grał? Sparta podpisała właśnie kontrakt z Tomaąem Zapotočnym, środkowym obrońcą. Może zabraknąć dla ciebie miejsca - pytam Řepkę.
- Nie wiem, jestem zdrowy, nic mi nie dolega. Chciałbym jak najdłużej, w Sparcie. Najlepiej tak długo, żeby wystąpić razem z moim synem Tommasem. Trenuje w Sparcie, papa Chovanec obiecał, że jak będzie miał 16 lat, to włączy go do pierwszej drużyny. To tylko sześć lat - odpowiada ze śmiechem. I poważnie dodaje: - Nie wyobrażam sobie życia po zakończeniu kariery.

Tomaą Řepka o...
» KARACH
W sumie zapłaciłem jakieś 3 mln koron. Pierwszą karę dostałem w 1992 roku w Ostrawie za czerwoną kartke  - 10 tys. koron. Najwięcej zapłaciłem w West Hamie, zabrano mi dwie tygodniówki, w przeliczeniu jakieś 2 mln koron.

» TATUAŻACH

Robię takie, jakich nikt nie ma. One są moje. Na prawej nodze jest symbol dobra i zła, na lewej spartański wojownik. Na lewej ręce scena z filmu „300" o bitwie Spartan z Persami, jest też napis ACS, czyli AC Sparta. On jest najbardziej widoczny. Na karku mam datę moich urodzin 2.1.1974. Z boku numer 2, który noszę na koszulce. Na prawej ręce inicjały moich dzieci Veroniki oraz Tommasa i daty ich narodzin.
» SAMOCHODACH
Najpierw miałem ©kodę Favorit Silverline, potem Opla Calibrę i Peugeota 405. Kiepskie miały przyspieszenie. Po przejściu do Fiorentiny spełnił się mój sen o Porsche 928 S4. Po roku dostałem Ferrari F355 Cabrio. Jeździłem także Ferrari 430 GT, Lamborghini Murcielago LP 640, Ferrari 575 Maranello. W Anglii poruszałem się Bentleyem.
» ŻÓŁTYCH KARTKACH
Mój bogaty zbiór żółtych kartek współgra z blikancami i czerwonymi kartkami. Nie liczyłem i już się chyba nie doliczę, ale było ich ze dwieście. W lidze, pucharach, reprezentacji. Przeważnie za faule i gadanie.
» STYLU GRY
Patrzę i zastraszam przeciwnika. To oczywiście nie znaczy, że go zlikwiduję. Jeśli nie zacznie, to mu nic nie zrobię. Ale dam mu poczuć, że ma do czynienia ze mną. Jak się odważy wejść na moje terytorium, będzie bolało. Bardzo bolało. Krótko: napastnik musi wiedzieć, że to jest terytorium Řepki i włazi na nie na własną odpowiedzialność.

*Cytaty z autobiografii Tomaąa Řepki „Rebel"

czwartek, 8 marca 2012

Rozmowa z Karelem Poborskym

Przeprowadzona dzięki uprzejmości rzecznika Dynama Czeskie Budziejowice Radima Supki. Opublikowana w ostatni wtorek – choć w krótszej wersji, bo wiadomo: gazeta nie jest z gumy – w „Przeglądzie Sportowym".

Przede wszystkim jak zdrowie? W ubiegłym roku przeszedł pan operację serca.
Dziękuję, już jest wszystko w porządku. Cieszę się, że mam to za sobą.

Co się właściwie stało? Wcześniej też miał pan takie problemy ze zdrowiem?

Kardiolodzy coś znaleźli i trzeba było pójść na operację. Ale tego typu kłopotów w trakcie kariery nie miałem. Wszystko zaczęło się, gdy już skończyłem z graniem.

Jak reagował pan na wyniki czeskiej reprezentacji?
Oczywiście awans do EURO 2012 bardzo mnie ucieszył, ale mimo wszystko gra naszego zespołu chyba nie pomogła mi w szybkim powrocie do zdrowia. Fajnie, że wszystko dobrze się skończyło.

Selekcjoner Michal Bilek to szczęściarz? Większość czeskich ekspertów uważa, że losowanie grup finałowych mistrzostw Europy było dla was najlepsze z najlepszych.
Nie wiem, czy można mówić, który z trenerów jest szczęśliwszy. Przecież nasza grupa jest bardzo wyrównana, każdy z zespołów – Czechy, Grecja, Polska i Rosja – mają takie same szanse na awans. O tym, kto jest zadowolony, będziemy mogli porozmawiać po turnieju. Teraz trzeba zabrać się do pracy i przygotować zespół.

O co będzie grać czeski zespół w trakcie EURO 2012?
Cel pierwszy i główny to awans z grupy. Łatwo nie będzie, bo jak powiedziałem rywale prezentują podobny poziom. Wszystko, co ugra się później, będzie już bonusem.

Co wie pan o polskiej reprezentacji?
Tyle że ma kilku piłkarzy grających w dobrych zespołach z czołowych lig europejskich. I że możecie mieć łatwiej ze względu na własne stadiony i wsparcie kibiców. Ale przykro mi, bo nie wymienię żadnego z waszych piłkarzy z nazwiska. Po zakończeniu kariery nie śledzę polskiego futbolu aż tak dokładnie.

Można mówić o kryzysie w czeskiej piłce?
Absolutnie. To nie jest kryzys, ale wymiana pokolenia. To naturalny proces, który co kilka lat występuje w wielu zespołach. Odchodzą jedni piłkarze, przychodzą drudzy, jeszcze nie tak bardzo ograni.

Można porównać obecną czeską reprezentację do tej z 1996 roku, gdy dotarliście do finału EURO 1996?
Tylko w niektórych elementach. I teraz, i wtedy wielu było młodych zawodników, którzy całą karierę mieli przed sobą. No i podobnie jak od zespołu Bilka, od nas też nikt nie oczekiwał cudów.

Widzi pan wśród aktualnych czeskich piłkarzy kogoś podobnego do siebie?
Jest kilku dobrych, utalentowanych zawodników, ale nie chcę nikogo wyróżniać. Jasne jest, że kręgosłup naszej drużyny stanowią Rosicky, Plašil, Baroš, ale w trakcie turnieju może objawić się nowa gwiazda. Nie powiem jednak, kto nią będzie.

Przed chwilą mówił pan o młodych piłkarzach, przed którymi kariery stoją otworem. Pan po EURO 1996 wyjechał z Czech i grał Manchesterze United, Benfice Lizbona, Lazio Rzym.
Z pobytu w tych zespołach mam tylko miłe wspomnienia. Może powinienem więcej osiągnąć w Manchesterze, ale to był mój pierwszy zagraniczny klub. Cieszę się jednak, że tak byłem. Miałem okazję poznać naprawdę wielkich piłkarzy, Beckhama, Giggsa, Scholesa... Lepiej było w Benfice, tam spędziłem chyba najlepsze lata. Jeszcze dziś lubię wracać do Lizbony. Tak jak w ubiegłym roku, gdy na Estadio da Luz wystąpiłem w meczu pokazowym.

W Manchesterze zdążył pan poznać słynną suszarkę Aleksa Fergusona?
Na szczęście nie.

Dziś jest pan właścicielem SK Dynama Czeskie Budziejowice. To stresująca praca?
I to jak! Człowieka aż ściska, że nie może wejść na boisko i samemu pomóc piłkarzom. Jednak cieszę się, że poznaję piłkę nożną od tej drugiej strony.

Futbol może pan poznać jeszcze jako trener.
Nie, o pracy szkoleniowej nigdy poważnie nie myślałem. To mnie nie kręci.

Ale czy potrafi pan wyjaśnić, dlaczego tak wielu czeskich trenerów decyduje się na pracę w Polsce?
A dziwicie się temu? Wasza liga jest bardzo atrakcyjna. Po EURO 2012 będzie jeszcze lepiej. Macie piękne stadiony, kibiców, którzy potrafią zadbać o atmosferę. Pod względem finansowym czeską ligę również bijecie na głowę. Wiem o tym choćby od Petra Benata, który grał w Czeskich Budziejowicach, a teraz chwali sobie pobyt w Polsce.

niedziela, 4 marca 2012

Rozmówka z Petrem Cechem

Krótka, okolicznościowa, przeprowadzona w Pradze po ogłoszeniu wyników ankiety "Fotbalista Roku".

xxxxxx

Jak to jest mając 29 lat być legendą czeskiego futbolu?
Parę razy już to słyszałem… legenda. Ale jak tak tego nie odbieram. W ten sposób można nazywać piłkarzy, którzy zakończyli kariery. A ja zamierzam jeszcze parę lat pograć. Indywidualnych trofeów już trochę mam w kolekcji. Marzy mi się jeszcze, żeby z reprezentacją zdobyć medal wielkiej imprezy, a z Chelsea wygrać Ligę Mistrzów. Właśnie tytuły osiągane z drużyną sprawiają mi największą radość.

Ale te indywidualne tytuły przyjdą. Mecz z Irlandią będzie pana 89. w reprezentacji. Rekordzista Karel Poborsky wystąpił w 118 spotkaniach.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w roku rozgrywamy z dziesięć meczów, to tak. Jest szansa, żeby go prześcignąć. Oczywiście zobaczymy jak będzie z moją formą i zdrowiem.

Właśnie, forma. Z Chelsea nie jest najlepiej.
Nie mamy wyników na miarę naszych ambicji. Ale nie jest aż tak źle, jak piszą angielskie gazety, że w drużynie są jakieś bunty. Od czasu, jak Chelsea rządzi Roman Abramowicz, klub jest w centrum zainteresowania. Niestety niektóre informacje na nasz temat są wyssane z palca.

Petr Cech Piłkarzem Roku

W ostatni poniedziałek Petr Cech czwarty raz z rzędu, a piąty w karierze został wybrany najlepszym czeskim piłkarzem roku. Uroczystość odbyła się w pałacu Zofin w Pradze. Relacja dla „Przeglądu Sportowego" (opublikowana przed meczem Irlandia – Czechy).

XXXXXXXXXXXXX

Śmiejemy się, że on będzie prezydentem. Wszystko robi perfekcyjnie, planuje każdy krok, każde słowo. Powie o wszystkim, ale tak, że nikomu się nie narazi. No i przede wszystkim jest bardzo dobrym piłkarzem – o Cechu mówi Michal Petrak z praskiego dziennika „Sport". Jak bardzo Cech jest akuratny, widać było w poniedziałek podczas ogłaszania wyników ankiety czeskiej federacji „Fotbalista Roku".

W pałacu Zofin zebrała się śmietanka czeskiej piłki. Przyprószeni siwizną mistrzowie Europy z 1976 roku, wciąż żwawi wicemistrzowie z 1996 roku, działacze, aktorzy. Był oczywiście i Karel Gott. On żadnej okazji w Pradze nie przepuści. Ale nikt nie wzbudzał takiego poruszenia jak Cech. Bramkarz Chelsea nikomu nie odmówił chwili rozmowy, odpowiadał na wszystkie pozdrowienia. W tym czasie kilku innych reprezentantów biegało jak oparzeni, witając się ze znajomymi. Ze strony Cecha zero gwiazdorstwa. Na koniec 29-latek odebrał dwie nagrody. Pierwszą za postawę fair-play (w meczu barażowym o wejście do EURO 2012 z Czarnogórą musnął piłkę lecącą nad poprzeczką i powiedział o tym sędziemu, dzięki czemu rywale mieli rzut rożny). Druga, dla najlepszego czeskiego piłkarza roku. Statuetkę w kształcie korony odebrał już piąty raz w karierze.

O tym, że jest perfekcjonistą, Čech przekonał także w trakcie pierwszego treningu poprzedzającego mecz z Irlandią. Na murawę stadionu Dukli wyszedł pierwszy. Dopiero gdy kończył przebieżkę, pojawili się inni kadrowicze. Już po około godzinie wszyscy zaczęli wracać do szatni. Čech jeszcze robił fikołki pod okiem trenera bramkarzy Jana Stejskala. Oczywiście w słynnym kasku – zakłada go także na zajęcia.

Tragikomedia
Zresztą okoliczności treningu – a dokładnie stan stadionu Dukli – idealnie oddaje stan czeskiej piłki. Na Julisce, tak nazywa się ulica ciągnąca się przy obiekcie, niby wszystko jest czyste, chodniki pozamiatane. Ale widać, że czas zrobił swoje i że brakuje środków, aby pchnąć sprawy dynamicznie do przodu. Z pięciu stromych sektorów stadionu Dukli tylko trzy są wypełnione krzesełkami. Tworzą wielki napis „UKL". „D" i „A" ze skrajnych sektorów zabrakło. Całość obrazu dopełniają ostatnie wydarzenia towarzyszące kadrze. W listopadzie po drugim barażu z Czarnogórą czescy piłkarze stanęli w kółeczku i śpiewali, że „nie ma ku...". Ani to było śmieszne, ani do rymu. Posypały się kary. Ale nie dla Čecha. On w tej zabawie – zainicjowanej przez starszyznę zespołu – nie wziął udziału. Kilka tygodni później policja ujawniła, że człowiek odpowiedzialny za sprzęt w kadrze, ukradł ze stadionu na Strachovie... koparkę i materiały budowlane. Przed meczem z Irlandią ogłoszono, że jest jego następca. Miał nim być Petr Bilek (zbieżność nazwisk z selekcjonerem przypadkowa). Dwa dni później Bilka już nie było. Podobno w czasie, gdy zajmował się sprzętem reprezentacji hokejowej, były jakieś nieprawidłowości w rachunkach. W tej sytuacji coraz częściej słychać opinie, że dobra czeska piłka skończyła się po EURO 2004. Aktualni piłkarze – oczywiście z wyjątkiem Cecha – muszą zapracować na uznanie.

Mecz
Droga ku temu prowadzi przez mistrzostwa w Polsce i na Ukrainie. Najpierw jest jednak towarzyskie spotkanie z Irlandią. – Nie musimy w środę wygrać. Ale niektórzy piłkarze będą mogli czuć się zwycięzcami, bo stawką jest powołanie do kadry na EURO – powiedział selekcjoner naszych grupowych przed odlotem wczoraj do Dublina.

wtorek, 28 lutego 2012

Czesi trenują na Dukli

Wczoraj oglądałem trening Czechów na stadionie Dukli. Pobiegali, porozciągali się. Pograli w dziadka. Grał też selekcjoner Michal Bilek. Jak stracił piłkę, karnie wchodził do środka.
- To z założenia miał być lekki trening. Piłkarze w weekend grali w lidze, nie chcieliśmy ich przemęczać - powiedział menedżer reprezentacji Vladimir Smicer. I zażartował: - O, gdybym wiedział, że przyjedzie tu ktoś z Polski, zamknąłbym zajęcia.




środa, 22 lutego 2012

Jaroslav Plasil, piłkarz, który jako nastolatek wyjechał do Monaco z Hradca Kralove. Pół życia spędził głównie we Francji i trochę w Hiszpanii. Monaco, Osasuna, Bordeaux... I reprezentacja Czech. Rozmawialiśmy krótko w ubiegłym tygodniu po meczu z Lille, w którym dwa gole strzelił Ludo Obraniak.
 
xxxxxxxxxxxxxx

Już opadły emocje po ostatnim, niezwykłym meczu z Lille?
Jeszcze nie do końca. To był szalony mecz. Prowadzić 4:1, pozwolić rywalom dojść do remisu i strzelić zwycięskiego gola po 90. minucie... Dla nas to było nerwowe spotkanie, ale super dla kibiców. Zdecydowało szczęście w końcówce. Fortuna była po naszej stronie.
 
Po waszej stronie był też Ludovic Obraniak, który zapewnił Bordeaux wygraną.
Jaroslav Plasil: Z tego możemy się tylko cieszyć. Ludo jest bardzo dobrym piłkarzem, który w czterech meczach strzelił dla nas trzy gole. Jego przyjście dodało nam skrzydeł. I nie jestem tym zaskoczony. Znałem go z czasów, gdy grał w Lille. Świetny zawodnik i dobry kolega. Z miejsca wszedł do drużyny.

Rozmawialiście już o EURO 2012 i meczu Polska – Czechy?
Tylko troszkę, głównie pożartowaliśmy, przekomarzaliśmy się. Poważnych dyskusji nie było. Do EURO 2012 zostało parę miesięcy. Na razie liczy się Bordeaux i finisz ligi francuskiej.

Ale ma pan swoje zdanie na temat losowania grup mistrzostw Europy.
Oczywiście. Wszyscy w Czechach twierdzą, że było dobre dla nas. Ale czy tak jest do końca? Wszystkie cztery zespoły liczą na awans. To też jest naszym celem. Mamy zespół, który na to stać.

Na pewno? Paru czeskich ekspertów boi się, że pan, Tomaą Rosicky, Petr Cech, Milan Baroą to za mało. Mówią, że pozostałym, młodym zawodnikom może zabraknąć doświadczenia.
Nie wydaje mi się. Mamy szczególnie takiego jednego, który zimą przeszedł z Viktorii Pilzno do VfL Wolfsburg i w ostatni weekend strzelił dwa gole. Mówię o Petrze Jiračku. On już przecież zdobył dla nas ważną bramkę w barażu o wejście do EURO 2012 z Czarnogórą. Petr może być naszym drugim Pavlem Nedvedem. Oprócz niego jest jeszcze kilku innych młodych, a już klasowych zawodników. Nie chodzi mi tylko o tych z Pilzna. Ich talenty mogą na dobre odpalić w Polsce.

Wracając do Obraniaka i polskiego futbolu. Kojarzy się on panu chyba dobrze?
Tak, strzeliłem wam gola w Pradze w meczu eliminacji mistrzostw świata w RPA. Wygraliśmy wtedy 2:0. Ale w czerwcu spotkają się zupełnie inne zespoły. Na pewno będziecie bardziej wymagający. Nie mam na myśli tylko atutu własnego boiska. Paru waszych piłkarzy to już dziś zawodnicy europejskiego formatu.

Wymieni ich pan z nazwiska?
Bez problemu: Lewandowski, Błaszczykowski i... ten, który gra w Dortmundzie na obronie.
  
Piszczek.
Dokładnie. Wyborni piłkarze. Dlatego wydaje mi się, że Polska będzie faworytem naszej grupy.

Rozmowa była opublikowana w "PS".

wtorek, 21 lutego 2012

Jankulovski kończy karierę


Trudno jest kończyć. Ale robię to z poczuciem, że moja kariera była udana – powiedział Jankulovski na konferencji prasowej w Ostrawie. Czescy dziennikarze informacje o niej dostali w weekend. Od początku spodziewali się, że 78-krotny reprezentant Czech ogłosi rozbrat z futbolem.

Ostatnie miesiące upłynęły dla niego pod znakiem walki o powrót do zdrowia po zerwaniu więzadeł w kolanie. Pierwszy raz tej kontuzji nabawił się wiosną ubiegłego roku jako piłkarz Milanu w meczu z Palermo. Po sezonie włoski klub nie podpisał z nim nowej umowy i Jankulovski wrócił do rodzinnej Ostrawy. Jesienią dał się namówić tamtejszemu Banikowi, aby pomógł mu w Gambrinus Lidze. W październiku w meczu 10. kolejki z Hradcem Kralove wszedł na boisko w 65. minucie, cztery minuty później Banik strzelił zwycięskiego gola. Po kolejnych czterech Jankulovski padł na murawę. Znów zerwał więzadła. Zmienił go Polak Łukasz Zejdler.

- Już zaraz po tej kontuzji byłem pewien, że to koniec. Trudno jest wrócić do gry po dwóch tak poważnych kontuzjach. Ale dałem sobie jeszcze troszkę czasu – mówiła w Ostrawie  jedna z ikon czeskiej reprezentacji, która zachwyciła grą w trakcie EURO 2004. W Portugalii nasi grupowi rywale w nadchodzących mistrzostwach Europy odpadli w półfinale z Grecją. Z tamtej ekipy kariery zakończyli już m.in. Tomaš Galasek, Karel Poborsky, Jan Koller, Pavel Nedvěd i Vladimir Šmicer. Wciąż grają i prawdopodobnie za cztery miesiące zawitają do Polski Petr Čech, Tomaš Rosicky i Milan Baroš.
Co teraz będzie robił Jankulovski? Zapowiedział, że postara się doradzać nowym władzom (zmieniły się kilka dni temu) Banika. – Ostrawę mam w sercu. Chętnie podzielę się z nią moim doświadczeniem – powiedział były już piłkarz.

Tekst napisałem do "PS".