wtorek, 14 lutego 2012

Rozmowa z Lubosem Kubikiem

Lubos Kubik był jednym ze starszych piłkarzy z kadry Dusana Uhrina, która zajęła 2. miejsce w EURO 1996. Nie był jednak filarem drużyny. Więcej mówiło się o Poborskym, Nedvede, Bejblu, Koubie. W sumie nie ma się czemu dziwić. Kubik stał się u nas popularniejszy, gdy w Chicago Fire grał z Romkiem Koseckim, Jurkiem Podbrożnym i Piotrem Nowakiem. Do tego stopnia skumplował się z naszymi, że teraz w miarę poprawnie mówi po polsku. 
Rozmawialiśmy na początku lutego. Rozmowa była publikowana w Magazynie „Przeglądu Sportowego".

xxxxxxxx

Po losowaniu grup finałowych EURO 2012 trudno spotkać Czecha, który nie byłby zadowolony. Nie będę oryginalny. To było bardzo dobre losowanie. I dla nas, i dla was. Nie ma drużyny, która byłaby faworytem i już teraz mogłaby doliczać sobie punkty.

Ale ktoś będzie musiał awansować...
Nie powiem, kto się będzie cieszył. Wszystkie zespoły grają na podobnym poziomie, myślę, że zdecyduje dyspozycja dnia, jedna akcja, szczęście. Oczywiście kluczowy będzie pierwszy mecz. Albo doda on skrzydeł, albo je podetnie. Jest inaczej niż przed EURO 1996, gdy doszliśmy do finału. Wtedy z góry skazywani byliśmy na porażkę. W grupie czekali na nas Niemcy, Włosi i Rosjanie. Na dodatek przegraliśmy pierwszy mecz. Za pół roku ktokolwiek awansuje do ćwierćfinału, nie będzie można mówić o niespodziance.

Szesnaście lat temu wasz awans do finału był sensacją. Co było źródłem sukcesu?
Dyscyplina taktyczna, świetna gra w obronie. No i indywidualności. Przypomnę tylko gol Vladimira Smicera na 3:3 strzelony tuż przed końcem meczu z Rosją, piękne trafienie Karela Poborsky'ego w ćwierćfinale z Portugalią. Szkoda tylko finału z Niemcami. Prowadziliśmy 1:0, kwadrans mogliśmy czuć się mistrzami Europy. Ale swoje zrobił Oliver Bierhoff.

Wtedy był pan jednym ze starszych piłkarzy w czeskiej drużynie. Na przykład taki Pavel Nedved nie miał jeszcze 24 lat. Czy myślał pan, że aż tyle osiągnie?
Faktycznie, było chyba tylko trzech zawodników mogących powiedzieć o sobie, że są doświadczeni. To byłem ja, Mirek Kadlec i Jiri Nemec. Ale po pozostałych widać było, że mają talent. Dlatego nie zdziwiło mnie, że rozjechali się po Europie i zrobili wielkie kariery.

Czy w obecnej reprezentacji Czech widzi pan takiego młodego zawodnika, który może stać się drugim Nedvedem?
Niestety, nie. Ponad przeciętność wybijają się bramkarz Petr Cech i pomocnik Tomas Rosicky. To za mało, żeby zadeklarować: mamy lepszy zespół od Polski. Choć nie powiem, że jest gorszy.

To jaki pana zdaniem jest nasz zespół?
W 2010 roku miałem okazję z bliska go zobaczyć, gdy graliście sparing ze Stanami Zjednoczonymi w Chicago. Byłem wtedy asystentem selekcjonera Boba Bradleya. Było 2:2. Wasi napastnicy i pomocnicy prezentowali się bardzo przyzwoicie. Słabi byliście w obronie. Szczególnie szwankowała gra stoperów. Ten element musicie koniecznie poprawić.

Dziś nadal jest pan w sztabie amerykańskiej kadry?
Już nie. Z reprezentacją rozstałem się w sierpniu ubiegłego roku. Zaraz po tym, jak przejął ją Jurgen Klinsmann. Teraz jestem asystentem trenera w Montrealu Impact. To kanadyjski klub występujący w Major League Soccer.

Jak pan wspomina pracę u boku Bradleya?
Wydaje mi się, że wstydu soccerowi nie przynieśliśmy. Zabrakło nam trochę szczęścia na mundialu w RPA. Wyszliśmy z grupy, ale w 1/8 finału, po dogrywce, wyeliminowała nas Ghana Rok później graliśmy w finale mistrzostw Ameryki Północnej. Przegraliśmy dopiero 2:4 z Meksykiem. Czy stać nas było na więcej? Chyba nie. W USA są utalentowani piłkarze, ale nie są oni wybitni. Klinsmanna czeka dużo pracy, jestem ciekawy, jak sobie poradzi.

Obecność Davida Beckhama w Los Angeles Galaxy dobrze robi MLS?
Bardzo dobrze. Ale nie chodzi tylko o Beckhama. Także o Thierry'ego Henry'ego, Robbiego Keane'a. Oni wyraźnie podnoszą poziom MLS. Amerykanie mają się od kogo uczyć. Mam na myśli nie tylko umiejętności czysto piłkarskie, ale również podejście do zawodu. Im więcej klasowych europejskich zawodników w MLS, tym lepiej dla Ameryki.

Śledzi pan jeszcze wyniki polskiej ligi?
Jak najbardziej i jestem bardzo zadowolony, że liderem ekstraklasy jest Śląsk Wrocław. To miasto sobie na to zasłużyło. Jest piękne, ma wspaniałych kibiców. Teraz jeszcze może pochwalić się cudownym stadionem. W Śląsku widać było potencjał, nie myślałem jednak, że tak szybko osiągnie sukces.

Jeszcze pod pana wodzą grali obecni piłkarze Śląska Sebastian Dudek i Dariusz Sztylka...
Doskonale ich pamiętam. Oni już wtedy prezentowali poziom ekstraklasowy. Szczególnie Sebastian wyróżniał się kreatywnością.

Tylko dlaczego tak słabo panu poszło? Prowadził pan Śląsk tylko w 11 kolejkach. Odszedł po porażce 1:5 z Polonią Warszawa...
Chyba trafiłem tam w złym momencie. Akurat zmieniali się właściciele klubu, brakowało klasowych piłkarzy. Byłem też chyba nieprzygotowany. Kompletnie nic nie wiedziałem o polskiej lidze. Ale podkreślę: wspomnienia z Wrocławia mam bardzo dobre. Romek Kosecki, Piotr Nowak, Jurek Podbrożny... Wybitni piłkarze. Myślę, że do dziś ciepło o nas myślą w Chicago Fire. Rozumieliśmy się dobrze na boisku, ale i poza nim. Potrafiliśmy się bawić, nawet trochę popić. Wiedzieliśmy jednak, gdzie i ile. To był świetny przykład na to, że gdy piłkarze stanowią zgraną paczkę, może to procentować na boisku.

Utrzymujecie jeszcze kontakt ze sobą?
Tak, choć nie dzwonimy do siebie codziennie. Najczęściej rozmawiam z Piotrem Nowakiem, który jest trenerem Philadelphii Union. Romek teraz to wielki polityk, poseł, więc czasu ma trochę mniej. O Jurku słyszałem, że pracuje w klubie z Rzeszowa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz