poniedziałek, 24 czerwca 2013

Jak to robi Viktoria Pilzno

Trwa właśnie losowanie eliminacji Ligi Mistrzów 2013/14. Czekamy, czy polski klub po 17 latach dostanie się do Ligi Mistrzów i zazdrościmy Czechom, że ich zespoły występują w Lidze Mistrzów regularnie. Niedawno przy okazji pisania 1345323. tekstu, dlaczego nam się nie udaje, rozmawiałem z właścicielem Viktorii Pilzno, jak oni to robią.
Wypowiedzi były wykorzystane w materiale opublikowanym w Tygodniku Przeglądu Sportowego.

xxxxxx

Co może pan poradzić szefom polskich klubów, którzy chcą, a nie mogą dostać się do Ligi Mistrzów?
Tomas Paclik, właściciel Viktorii Pilzno: A co ja, właściciel skromnego klubu z małego Pilzna, mogę radzić dużym polskim klubom?

Niech pan przestanie. W ubiegłym sezonie z budżetem nie większym niż 4 mln euro awansowaliście do fazy grupowej Ligi Mistrzów, w tym wyszliście z grupy w Lidze Europy, a dopiero co w dwumeczu pokonaliście 5:0 Napoli.
Najprościej mogę odpowiedzieć, że trzeba wygrywać. A dokładniej, że źródłem sukcesu są piłkarze i trener. Ci pierwsi wznosili się na wyżyny umiejętności w tych najważniejszych meczach, zdawali sobie sprawę, co grają. A jeśli chodzi o szkoleniowca, Pavla Vrbę, zaufaliśmy mu i daliśmy wolną rękę w prowadzeniu drużyny. To się okazało strzałem w dziesiątkę.

To aż takie proste?
Tak, jeśli weźmiemy pod uwagę umiejętności zawodników. A te lepsze są po stronie czeskiej. Chyba przekonaliście się o tym w ubiegłym roku, kiedy Viktoria wyeliminowała z Ligi Europy Ruch Chorzów (0:7 w dwumeczu) i podczas EURO 2012. Z drugiej strony poza poziomem czysto piłkarskim, macie wszystko, czego nam brakuje. Stadiony, pieniądze, atmosferę. Dokładnie polskiej ligi nie śledzę, ale z tego co do mnie dociera, kilka waszych klubów organizacyjnie jest już przygotowanych na Ligę Mistrzów. Jeśli jeszcze coś mogę poradzić, to nie można co rundę sprzedawać piłkarzy, chyba że już bardzo chcą odejść lub oferta jest korzystna, bo w czasie kryzysu nie można takich odrzucać. Ale generalnie trzon drużyny nie może się zmieniać. Widzimy, że to się opłaca, bo już trzeci kolejny sezon gramy całkiem dobrze i odnosimy sukcesy.

Jak kupował pan Viktorię, zakładał pan, żeby za rok, dwa lub trzy koniecznie awansować do Ligi Mistrzów?
Absolutnie, w ogóle o tym nie myślałem. Na początku najważniejsze było, aby uporządkować finanse klubu, który był zadłużony. Pracowałem, aby ułożyć dający się zbilansować budżet i tym samym stworzyć dobre warunki pracy Pavlovi Vrbie. Aby poziom drużyny pozostawał przynajmniej na takim samym poziomie, żeby po odejściu piłkarza, jeśli już coś takiego nastąpiło, znaleźć dobrego następcę. Myśl o Lidze Mistrzów pojawiło się na końcu, najpierw praca u podstaw.

Jak ważna jest cierpliwość?
Bardzo ważna. W Czechach, pewnie podobnie jak w Polsce, kilka porażek lub słabszych występów skutkuje zwolnieniem trenera. To nie prowadzi do sukcesu. U nas trener Vrba pracuje już czwarty rok. Choć przyznaję, że łatwo mi tak mówić, skoro są wyniki.

Właśnie trenera Vrbę co chwila ktoś chce wam podkupić. Ostatnio mówi się, że wkrótce może być nowym selekcjonerem reprezentacji Czech.
Rzeczywiście, regularnie ktoś o niego pyta. Zainteresowane były nim wasze kluby Wisła Kraków i Legia Warszawa, ostatnio faktycznie mówi się o reprezentacji Czech. Ale my go nigdzie nie puścimy. Przynajmniej do końca kontraktu, a więc jeszcze dwa lata będzie pracował u nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz