czwartek, 8 marca 2012

Rozmowa z Karelem Poborskym

Przeprowadzona dzięki uprzejmości rzecznika Dynama Czeskie Budziejowice Radima Supki. Opublikowana w ostatni wtorek – choć w krótszej wersji, bo wiadomo: gazeta nie jest z gumy – w „Przeglądzie Sportowym".

Przede wszystkim jak zdrowie? W ubiegłym roku przeszedł pan operację serca.
Dziękuję, już jest wszystko w porządku. Cieszę się, że mam to za sobą.

Co się właściwie stało? Wcześniej też miał pan takie problemy ze zdrowiem?

Kardiolodzy coś znaleźli i trzeba było pójść na operację. Ale tego typu kłopotów w trakcie kariery nie miałem. Wszystko zaczęło się, gdy już skończyłem z graniem.

Jak reagował pan na wyniki czeskiej reprezentacji?
Oczywiście awans do EURO 2012 bardzo mnie ucieszył, ale mimo wszystko gra naszego zespołu chyba nie pomogła mi w szybkim powrocie do zdrowia. Fajnie, że wszystko dobrze się skończyło.

Selekcjoner Michal Bilek to szczęściarz? Większość czeskich ekspertów uważa, że losowanie grup finałowych mistrzostw Europy było dla was najlepsze z najlepszych.
Nie wiem, czy można mówić, który z trenerów jest szczęśliwszy. Przecież nasza grupa jest bardzo wyrównana, każdy z zespołów – Czechy, Grecja, Polska i Rosja – mają takie same szanse na awans. O tym, kto jest zadowolony, będziemy mogli porozmawiać po turnieju. Teraz trzeba zabrać się do pracy i przygotować zespół.

O co będzie grać czeski zespół w trakcie EURO 2012?
Cel pierwszy i główny to awans z grupy. Łatwo nie będzie, bo jak powiedziałem rywale prezentują podobny poziom. Wszystko, co ugra się później, będzie już bonusem.

Co wie pan o polskiej reprezentacji?
Tyle że ma kilku piłkarzy grających w dobrych zespołach z czołowych lig europejskich. I że możecie mieć łatwiej ze względu na własne stadiony i wsparcie kibiców. Ale przykro mi, bo nie wymienię żadnego z waszych piłkarzy z nazwiska. Po zakończeniu kariery nie śledzę polskiego futbolu aż tak dokładnie.

Można mówić o kryzysie w czeskiej piłce?
Absolutnie. To nie jest kryzys, ale wymiana pokolenia. To naturalny proces, który co kilka lat występuje w wielu zespołach. Odchodzą jedni piłkarze, przychodzą drudzy, jeszcze nie tak bardzo ograni.

Można porównać obecną czeską reprezentację do tej z 1996 roku, gdy dotarliście do finału EURO 1996?
Tylko w niektórych elementach. I teraz, i wtedy wielu było młodych zawodników, którzy całą karierę mieli przed sobą. No i podobnie jak od zespołu Bilka, od nas też nikt nie oczekiwał cudów.

Widzi pan wśród aktualnych czeskich piłkarzy kogoś podobnego do siebie?
Jest kilku dobrych, utalentowanych zawodników, ale nie chcę nikogo wyróżniać. Jasne jest, że kręgosłup naszej drużyny stanowią Rosicky, Plašil, Baroš, ale w trakcie turnieju może objawić się nowa gwiazda. Nie powiem jednak, kto nią będzie.

Przed chwilą mówił pan o młodych piłkarzach, przed którymi kariery stoją otworem. Pan po EURO 1996 wyjechał z Czech i grał Manchesterze United, Benfice Lizbona, Lazio Rzym.
Z pobytu w tych zespołach mam tylko miłe wspomnienia. Może powinienem więcej osiągnąć w Manchesterze, ale to był mój pierwszy zagraniczny klub. Cieszę się jednak, że tak byłem. Miałem okazję poznać naprawdę wielkich piłkarzy, Beckhama, Giggsa, Scholesa... Lepiej było w Benfice, tam spędziłem chyba najlepsze lata. Jeszcze dziś lubię wracać do Lizbony. Tak jak w ubiegłym roku, gdy na Estadio da Luz wystąpiłem w meczu pokazowym.

W Manchesterze zdążył pan poznać słynną suszarkę Aleksa Fergusona?
Na szczęście nie.

Dziś jest pan właścicielem SK Dynama Czeskie Budziejowice. To stresująca praca?
I to jak! Człowieka aż ściska, że nie może wejść na boisko i samemu pomóc piłkarzom. Jednak cieszę się, że poznaję piłkę nożną od tej drugiej strony.

Futbol może pan poznać jeszcze jako trener.
Nie, o pracy szkoleniowej nigdy poważnie nie myślałem. To mnie nie kręci.

Ale czy potrafi pan wyjaśnić, dlaczego tak wielu czeskich trenerów decyduje się na pracę w Polsce?
A dziwicie się temu? Wasza liga jest bardzo atrakcyjna. Po EURO 2012 będzie jeszcze lepiej. Macie piękne stadiony, kibiców, którzy potrafią zadbać o atmosferę. Pod względem finansowym czeską ligę również bijecie na głowę. Wiem o tym choćby od Petra Benata, który grał w Czeskich Budziejowicach, a teraz chwali sobie pobyt w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz