poniedziałek, 24 czerwca 2013

Petr Cech o Robercie Lewandowskim i EURO 2012

Rozmowa z Petrem Cechem, przeprowadzona jesienią 2012 roku i opublikowana w "Przeglądzie Sportowym"

xxxxx

Kto jest najlepszym bramkarzem świata? Pan?
PETR CECH: Czuję się mocny, ale odpowiem inaczej. Cieszę się, że są osoby, które uważają mnie za najlepszego. Zdaję sobie z tego sprawę i to tylko dopinguje mnie, abym nie schodził poniżej pewnego poziomu. Żeby ci, którzy tak o mnie myślą, nie zawiedli się. Sam też tego chcę, utrzymać się na szczycie jak najdłużej. To nie jest fałszywa skromność. Trudno rozstrzygnąć, czy Gianluigi Buffon jest lepszy od Ikera Casillasa, czy lepszy od nich był Edwin van der Sar. Gramy w różnych ligach, inne są wymagania. Wszyscy więc prezentujemy najwyższą klasę, ale nie powiem, który jest tym naj.

Może nie będzie wątpliwości, że to pan jest najlepszy, jeśli Chelsea drugi raz z rzędu wygra Ligę Mistrzów?
Być może. Myślimy o tym, ale łatwo nie będzie. Ta sztuka nie udała się nawet Barcelonie, choć od paru sezonów wszyscy o niej mówią. Obronić trofeum jest trudniej, niż je zdobyć. Doświadczamy tego w tym roku. Każdy chce pokonać mistrza; jest dodatkowo zmotywowany.

W Anglii mówiło się, że ostateczne zwycięstwo w Lidze Mistrzów jest marzeniem Romana Abramowicza. Obawiano się, że po zrealizowaniu tego celu odpuści sobie, choćby trochę, piłkę nożną.
Niektórzy mają taką mentalność: proszę, wygrałem, daję sobie z tym spokój. Ale nie my. Doświadczenie z ubiegłorocznego finału z Monachium, ta radość, którą tam przeżyłem, dała mi dodatkową siłę. Dlatego znów chcę wygrać Ligę Mistrzów.

Bardziej niż w ubiegłym sezonie?
Tak, jestem tego pewien. Wystarczy, że przypomnę sobie chwile po pokonaniu Bayernu. A zdarza się to często. Chcę to przeżyć jeszcze raz.

I na dobre zapomnieć o przegranym finale z Moskwy w 2008 roku przeciw Manchesterowi United?
Nie chodzi o to, żeby zapomnieć. Tamten mecz i rzuty karne to chyba najbardziej przykra, ale część mojej kariery.

Podczas finału w Monachium wracały wspomnienia z Moskwy?
Miały prawo, bo to były podobne mecze. W obu przypadkach były jedenastki, wcześniej 1:1, najpierw gola traciliśmy, ale doprowadzaliśmy do remisu. Ale futbol to niepowtarzalne chwile. Wiem, że druga taka sama akcja się nie zdarzy, i nie ma sensu rozpamiętywać tego, co było.

Który z zespołów będzie najpoważniejszym rywalem Chelsea w tym sezonie? Tradycyjny zestaw?
Nie może być inaczej. Nigdy nie można skreślać Barcelony. Myślę, że Bayern Monachium może być groźny. I Real, który jest głodny sukcesu jak nigdy. W ostatnich latach byli bliziutko, ale kończyli na półfinale. Mam nadzieję, że przebudzą się angielskie drużyny. Chelsea wygrała Ligę Mistrzów w ubiegłym sezonie, ale generalnie nie był on udany dla zespołu z Premier League.

Borussia Dortmund?
Czemu nie? Rok temu mówiono, że Niemcy mogą być czarnym koniem rozgrywek, a skończyło się katastrofą. Teraz ten zespół dojrzał. Lewandowski wyrósł na dobrego piłkarza, podoba mi się Reus. Klasę pokazali w niedawnym meczu z Manchesterem City. To mistrz Anglii był faworytem, a o mały włos i by przegrał. Jeśli Borussia wyjdzie z grupy, w której ma Real Madryt i Manchester City, wszystko będzie możliwe.


Lewandowski regularnie przymierzany jest do Manchesteru United. Myśli pan, że poradziłby sobie?
Jak ktoś potrafi strzelać gole, będzie to robił wszędzie. Ale Lewandowski rzeczywiście nadaje się do ligi angielskiej. Jest silny, fizycznie prezentuje się dobrze, a to połowa sukcesu, żeby zaistnieć w Premier League. Najważniejsza jest jednak cena, jaką podyktuje za niego Borussia.


Pamięta pan jego akcję z pierwszej połowy meczu z Czechami podczas EURO 2012?
Tak, chciał uderzyć na siłę i piłka poleciała obok bramki. Kto wie, jak to by się skończyło, gdyby trafił. Pewnie byliście rozczarowani?


I to bardzo. Mistrzostwa mieliśmy u siebie, liczyliśmy na awans.
Wydaje mi się, że polscy piłkarze nie wytrzymali ciśnienia. Tej otoczki, że grają u siebie, że muszą awansować, że muszą pokonać Czechów. Oba zespoły miały taką samą wolę odniesienia zwycięstwa, ale my mogliśmy grać spokojniej i realizować to, co zaplanowaliśmy. Obawialiśmy się, ale niewiele, tylko początku. Kluczem było nie stracić gola w tym okresie, bo gospodarze zawsze zaczynają ambitnie. Trochę usprawiedliwię waszych zawodników. Spotkanie z wami było naszym najlepszym podczas mistrzostw.


Paru pana kolegów z reprezentacji żartuje, że każdy mecz powinniście rozgrywać we Wrocławiu, a nie w Czechach.
Nie dziwię się, to było fantastycznie doświadczenie. Ci ludzie, którzy przychodzili nas oglądać i dopingować... Wbrew pozorom to nie było męczące, choć trzeba było podpisywać setki zdjęć, pozować do fotografii.

EURO skończyło się dla Czechów wraz z meczem z Portugalią. Spotkanie długo wyglądało na pojedynek Čech kontra Cristiano Ronaldo.
Ale ja pamiętam z tego meczu przede wszystkim nasz dobry początek. W pierwszych minutach to my byliśmy lepsi. W drugiej części opadliśmy z sił i Portugalczycy przejęli kontrolę. Miałem nadzieję, że uda się dociągnąć remis, potem do karnych.


Nie boi się pan rzutów karnych?
Nie mam nic przeciwko nim. To wielkie wyzwanie i dla strzelca, i bramkarza. Lubię to.


O wyniku konkursu jedenastek bardziej decyduje szczęście czy umiejętności?
Chyba kwestie psychologiczne. Co z tego, że trener ma najlepiej wyszkolonego technicznie zawodnika świata, jak ten w decydującym momencie mu przestrzeli? Myślę, że to rozgrywa się w głowie. Zmęczenie też ma znaczenie. Weź strzelaj, jak dopiero co 120 minut biegałeś? Jeszcze gdyby uderzało się z marszu, od razu po dogrywce. Ale nie. Dziesięć minut mija, zanim to się zacznie, a organizm musi być gotowy do akcji. Jak kopiesz trzeci z kolei, mijają kolejne minuty. Do tego dochodzi presja.


Bramkarze mają łatwiej. Oni mogą obronić, strzelec musi trafić.
Tak. Jeśli piłkarz kontroluje emocje, prawdopodobnie dobrze kopnie piłkę. Wtedy bramkarz jest bez szans.


Mówi się, że dobry bramkarz musi być wariatem. Nie widać tego po panu.
Nie zgadzam się z tym powiedzeniem. Dobry bramkarz musi być odważny. Nie każdy wystawi twarz do lecącej piłki albo rzuci się pod nogi rozpędzonemu dorosłemu, silnemu mężczyźnie.


Pan rzucał się i, mimo kontuzji, rzuca nadal. Już w kasku. Szczerze: nadal musi pan w nim grać czy to już tylko zabieg marketingowy?
Żaden marketing, przecież nie mogę na nim umieścić nawet najmniejszej reklamy. Wiem, że jest on moim symbolem, wielu ludzi mnie z nim kojarzy, ale to naprawdę lekarze decydują, czy mam w nim występować. Jeśli pewnego dnia powiedzą, że mogę kask zdjąć, zrobię to natychmiast.

Petr Cech o angielskich bramkarzach Wojciechu Szczesnym i innych polskich golkiperach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz